sobota, 28 lutego 2015

RECENZJA: Javier Rusceus – Play

Recenzja #5: Javier Rusceus – Play


Tytuł: Play

Autor: Javier Rusceus
Wydawnictwo: Jaguar
Data Premiery: 15.01.2014
Ocena na Lubimy Czytać: 7/10
Ocena CathVanDerMorgan: 5/10

       Gdy byłam małą dziewczynką miałam jedno marzenie: jechać do ‘Od przedszkola do Opola’, zaśpiewać z moją ówczesną idolką Natalią Kukulską (tak, tak, ‘Mała, smutna królewna’ wymiata!) i zgarnąć jednego z tych wielgachnych misiów, które dostawały dzieci za udział w programie. Och, jak ja o tym marzyłam!
       To marzenie kiełkowało we mnie bardzo, bardzo długo, aż w moim życiu pojawiło się Tokio Hotel, zapragnęłam grać na gitarze (i tata przywlókł mi do domu moją cudowną Fiestę <3) no i się zaczęło. Co prawda, jak wiecie, żadna ze mnie gwiazda światowego formatu, jednakże jak już coś mnie boli albo wkurza, to po prostu wylewam swoje emocje na papier i proszę bardzo: powstaje jakiś muzykopodobny twór w moim wykonaniu.

       Podobne marzenie zakiełkowało w głowie Leo Serafina – dość przebojowego i ekscentrycznego bohatera powieści ‘Play’ otwierającej nową, bardzo muzyczną serię dla młodzieży.
     
       Leo nie dogaduje się z ojcem, co widać na pierwszy rzut oka. Bo Leo to chłopak, który raczej nie jest typem kujona – ooo, daleko mu do krawacika i teczuszki. Nigdy więc nie będzie nudnym prawnikiem, ani zbijającym bąki milionerem, jakby chciał jego ojciec. Leo po prostu marzy o sławie. Blask jupiterów to jest coś, za co dałby się pokroić. Przecież mógłby w ten sposób udowodnić ojcu, jak bardzo się mylił, co do swojego najstarszego syna – że na marzeniach naprawdę można zbić niezłe pieniądze.

       Po kolejnej dość dramatycznej kłótni Leo nie wytrzymuje. Pakuje manatki i wyjeżdża do Nowego Jorku, niemalże bez pożegnania. Tam poznaje kilku przyjaciół, którzy będą mu towarzyszyć, ale może nie będę się nad tym rozwodzić, bo jest jeszcze Aaron – młodszy brat Leo.

       Aaron to totalne przeciwieństwo Leo: spokojny, opanowany, kulturalny, bardzo wrażliwy. Naprawdę, chłopak idealny, chociaż może troszeczkę wycofany ze świata. I do tego tajemniczy. Oj, tak, Aaron ukrywa pewną tajemnicę, a wszystko zaczęło się od tego, że w jego życiu pojawiła się Delilah. Pierwsza wielka miłość. Komu nie sprawiła kłopotów – proszę o rękę w górze! Jakoś mnie to nie dziwi. Pierwsza miłość bywa okrutna. I niestety obok Aarona również nie przeszła obojętnie.

       Mijają dwa lata odkąd Leo się wyprowadził. Aaron musiał się nauczyć żyć bez starszego brata. Było ciężko, ale jakoś się udało. Swój ból przelewał (i nadal przelewa, szczególnie po bolesnym starciu z pierwszą miłością) na papier, to znaczy, pisał wiersze, teksty, a potem komponował muzykę. I to nie byle jaką! Jednak chłopak ukrywa swój talent. Może to kwestia braku odwagi, braku wiary w siebie? A może po prostu chłopak nie ma najmniejszej ochoty dzielić się nimi ze światem.

       Mogłoby się wydawać, że wszystko przybrało odpowiednie tory, a tutaj bęc! Grom, jak z jasnego nieba – bowiem Leo wraca. Po dwóch latach. Bez zapowiedzi. Wraca i wywraca ułożony świat swojego braciszka do góry nogami. Bo musicie wiedzieć, że Leo jest wścibski, szalony, nieprzewidywalny. Przypadkiem odkrywa mały sekrecik Aarona, a potem to jak domino: w głowie Leo rodzi się szalony pomysł, postanawia wcielić go w życie i zaczyna się jazda!

       ‘Play’ to totalnie muzyczna książka, w której widać pasję autora. Każdy rozdział bowiem zaczyna się cytatem pochodzącym z jakiejś piosenki, który idealnie wpasowuje się w klimat danego rozdziału. Naprawdę miło było tu spotkać fragmenty takich kapel jak Blink 182, Linkin Park, czy Simple Plan, który ubóstwiam! Pojawiły się tylko trzy linijki z tekstu ‘Loser of the Year’, a moje serducho urosło co najmniej ze trzy razy!

       Czasem, czytając książkę, miałam wrażenie, że oglądam jakieś reality show o powstaniu jakiejś legendy popu. Nie wiem, może to się wiąże z tym, że pod choinkę Abby podarowała mi ‘This is us’, kinowy przebój o zespole One Direction. Tak, tak, dobrze czytacie: 1D. Możecie wierzyć, lub nie, ale ten zespół naprawdę mi się podoba. Może nie tyle co muzyka, jak humor, którzy chłopcy wnoszą w życie. Trochę z tego humoru podkradł właśnie Leo, który serwując luzackie teksty rozbawia czytelnika do łez.

       Narracja w książce prowadzona jest dwojako: w trzecioosobowej formie, z perspektywy dwóch bohaterów, a więc na zmianę śledzimy losy to Aarona, to Leo. Jest to bardzo fajny zabieg, ponieważ bracia są różni jak ogień i woda. Miło więc popatrzeć na świat innymi oczami. Mojemu sercu zdecydowanie jest bliższy Aaron. Taki chłopak idealny, księciunio z gitarą. Jego wrażliwość, charyzma, pasja i może szczypta romantyzmu sprawia, że chciałoby się go poznać bardziej.

       Ale na tym pozytywy się raczej kończą. ‘Play’ to powieść skierowana raczej do młodszej młodzieży. Momentami towarzyszyło mi uczucie, że już gdzieś coś podobnego czytałam, widziałam, słyszałam. Byłam w stanie przewidzieć wiele rzeczy, więc jak dla mnie za dużo tu było infantylności i naiwności. Przykład? Autor zwala na braci prawdziwe bomby w postaci przeróżnych zwrotów akcji i za każdym razem, wychodzą z nich bez szwanku. Wszystko spływa po nich jak po maśle. Dużą rolę odgrywają w tym poboczne postaci w osobie ‘speców od rynku muzycznego i tej całej plastikowej sieczki, jaką jest show-biznes’. Dzięki ich wiedzy o tej całej machinie, doświadczeniu jakie zbierali przez lata bracia Serafin wyrastają na prawdziwe gwiazdy. Jednakże sposób rozumowania tych postaci, które, jako mentorzy powinni być mądrzy i godni naśladowania, ukazuje świat jupiterów jako zakłamany zakątek pozbawiony jakichkolwiek kolorów. Wszystko dla nich jest w nim sztuczne, nastawione na konsumpcję (chociaż myślę, że coś w tym jest, ale bez przesady!). A muzyka jest przecież tak cudownym zjawiskiem, że potrafi pokolorować nawet najczarniejsze koszmary. Powinna łączyć, a nie dzielić.

       Podsumowując! Nie zżyłam się z bohaterami, fabuła ledwo mnie wciągnęła. Biorę jednak pod uwagę mój wiek (niezła staruszka ze mnie, doprawdy!) i mój gust literacki. Sięgnęłam po tę książkę zaraz po ‘Ostatniej Spowiedzi, tom 3’ Niny Reichter, sądząc, że ‘Play’ jakoś mi wynagrodzi zakończenie wspomnianej wyżej powieści. To nie był dobry pomysł. Ostatnio zrobiłam się naprawdę wybredna i większość powieści naprawdę mi nie podchodzi. Jednakże to wcale nie oznacza, że Wam się nie spodoba! Może wręcz przeciwnie, pokochacie ją całym sercem!

       Słyszałam, że niedługo ma się ukazać drugi tom, więc wypada po prostu na niego czekać. Czy po niego sięgnę? Nie wiem, nie jestem pewna. Może? Fajnie by było zobaczyć, czy historia się rozwinie. Może się okaże, że dalej jest tylko lepiej?

       PODOBNA KSIĄŻKA:
       Jak dla mnie muzyczne klimaty o wiele lepiej odzwierciedla powieść ‘Lemoniada Gada’ spod pióra Marka Hughesa, na której podstawie powstał disneyowski film. Serdecznie polecam Wam tę książkę, jest naprawdę zabawna i mądra. Jeżeli oglądaliście film, to koniecznie po nią sięgnijcie, bo diametralnie różni się od swojego ekranowego następcy.

      
        A jak Wam się podobała ta książka?

        Odsyłam Was także do mojej filmowej wersji recenzji. Nie zapominajcie zostawiać komentarzy z linkami do swoich blogów/vlogów. Klikajcie łapki w górę, subskrybujcie.


        Do kliknięcia,
        Cath

       

sobota, 21 lutego 2015

RECENZJA: Gayle Forman - Wróć, jeśli pamiętasz

RECENZJA #4: 

GAYLE FORMAN – WRÓĆ, JEŚLI PAMIĘTASZ



Tytuł: Wróć, jeśli pamiętasz

Autor: Gayle Forman
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data Premiery: 14.01.2015
Ocena na Lubimy Czytać: 8/10
Ocena CathVanDerMorgan: 5,5/10

Ciąg dalszy losów Mii i Adama, bohaterów "Zostań, jeśli kochasz", światowego bestsellera, przetłumaczonego na ponad trzydzieści języków, na którego podstawie powstał wzruszający film z Chloë Grace Moretz i Jamiem Blackleyem w rolach głównych.

Minęły trzy lata od tragicznego wypadku, który na zawsze zmienił życie Mii. Chociaż dziewczyna straciła rodziców i młodszego brata, postanowiła żyć dalej. Obudziła się ze śpiączki… ale zniknęła z życia Adama. Teraz żyją osobno po dwóch stronach Ameryki – Mia jako wschodząca gwiazda wśród wiolonczelistek, Adam jako rockman, idol nastolatek i obiekt zainteresowania tabloidów. Pewnego dnia los daje im drugą szansę…

Przemierzając ulice Nowego Jorku, miasta, które stało się nowym domem Mii, wyruszą w podróż w przeszłość. Czy uda im się odnaleźć miłość? Czy Mię i Adama czeka wspólna przyszłość?



‘Zwinąłem się w kłębek. Mój świat się skończył.’


       Czytając pierwszą część tej dylogii, czyli ‘Zostań, jeśli kochasz’ (choć ja ją znałam jeszcze pod tytułem ‘Jeśli zostanę’), czułam, że jest w tej historii pewna magia. Magia, która nie tylko pozwoliła mi skończyć tę książkę w tempie ekspresowym, ale także sprawiła, że pamiętałam, co się działo na kartach tej powieści przez bardzo długi czas.

       Mia Hall, czarna owca w rodzinie prawdziwych rockmanów. Dziewczyna, która zamiast gitary pokochała wiolonczelę i muzykę klasyczną, która zamiast alternatywnego garażowego rocka wolała słuchać Beethovena. Było w niej coś, co przyciągało uwagę. Pasja? Być może coś mnie z tą dziewczyną łączyło, choć ja wybrałam gitarę. Czuję jednak, że byśmy się dogadały.

       W pierwszej części Mia bierze udział w makabrycznym wypadku samochodowym, w której giną jej rodzice i mały braciszek. Sama zapada w śpiączkę, zostaje ‘zawieszona pomiędzy życiem a śmiercią’. Obserwuje swoje życie z boku, widzi swoich bliskich, którzy cały czas tkwią przy jej łóżku z nadzieją, że Mia się obudzi.

        Wśród tych bliskich jest Adam, chłopak Mii, zrozpaczony, zalękniony o jej życie. Właśnie wtedy, gdy wydaje się, że nadzieja coraz bardziej gaśnie, chłopak wypowiada obietnicę: ‘Wyjadę z tobą do Nowego Jorku, rzucę w cholerę mój zespół, moją muzykę. Zrobię dla ciebie wszystko, jeśli tylko zostaniesz’. Chłopak nie ma pojęcia, że te słowa tak bardzo zaważą na jego życiu. Bo jak się zakończyła ta historia, wszyscy doskonale wiemy.

        Dlatego sięgając po drugą część nie za bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Nie przeczytałam opisu z tyłu książki (bo i po co, ostrzegam, za dużo spojlerów!), byłam pewna, że historia będzie kontynuowana w miejscu, w którym się skończyła. Myliłam się.

       Akcja ‘Wróć, jeśli pamiętasz’ dzieje się trzy lata po zakończeniu części pierwszej. Nie wiemy więc, co wydarzyło się przez ten czas, nie wiemy też , co dzieje się z Mią, która wychodzi na to, zamknęła za sobą tamten rozdział, wyjechała do Nowego Jorku i zniknęła z życia swojego chłopaka.

       Wszystko teraz widzimy oczami Adama, bowiem narracja jest prowadzona właśnie z jego perspektywy. Adama, którego myśli są poplątane jak kable od słuchawek. Chłopak spełnił swoje największe marzenie, został rozchwytywaną wszem i wobec gwiazdą rocka, jeżdżącym po świecie bożyszem z gitarą. No bo przecież zawsze o tym marzył. Co więc jest nie tak?

       Już od pierwszej strony wylewając z siebie gorycz i żal, serwuje nam również teksty swoich piosenek, które sklecone w całość narobiły na świecie wielkiego szumu, jako album ‘Straty w ludziach’. Widać, jak ten długi czas od momentu wypadku, odbił na nim swoje piętno. Przyznam, że czytając część pierwszą, gdy Mia i Adam pozornie różni jak ogień i woda powoli odnajdywali drogę do siebie, Adam wydawał mi się ideałem, chłopakiem, o którym większość z nas marzy. Ale co ja wtedy mogłam wiedzieć? Czytając tę książkę byłam głupią nastolatką. Nie rozumiałam wielu rzeczy. Ale teraz rozumiem.

        Adam stał się sarkastycznym, ociekającym cynizmem bufonem, któremu w głowie tylko kariera i groupies. Aż raziło mnie w oczy, gdy opowiadał o swoich sposobach na pokonanie żalu i gniewu. Adamie, co się z tobą stało? Byłeś taki cudowny, chłopak z gitarą, istny cud świata, a stałeś się…? No kim?

       Jeśli chodzi o fabułę tejże powieści, również pozostawia wiele do życzenia. Mamy więc tutaj masę retrospekcji, skakania z tematu na temat, ze wspomnienia we wspomnienie, naprawdę trudno się w tym było czasami odnaleźć. Budując postać Adama, autorka zrobiła z niego męczennika, któremu niekoniecznie chciało się współczuć. Cały czas krzyczałam: a dobrze ci tak!, bo nie mogłam zrozumieć jego wyboru.

       Postać Mii za to, została tutaj drastycznie spłycona. Nie oczekiwałam, że z każdej strony będzie wylewać tony łez. W końcu wypadek to już przeszłość, jakoś musiała się pozbierać i iść dalej. Dziewczyna także nie oczekuje od czytelnika współczucia, chociaż zastanawiałam się cały czas jak sobie poradziła, chciałam się dowiedzieć. Coś tam oczywiście nabąknęła, coś tam wspomniała, ale widziana oczami Adama niekoniecznie odnalazła drogę, by powiedzieć czytelnikowi, co naprawdę czuje.

        Po trzech latach rozłąki nasza dwójeczka ponownie się spotyka. Zrządzenie losu? Przeznaczenie? Wychodzi na to, że mają niewiele czasu, by odpowiedzieć na dręczące ich pytania. Przemierzając nocne ulice Nowego Jorku, próbują znaleźć odwagę by zadać to najważniejsze pytanie: dlaczego?

        Co do zakończenia. Było jasne jak słońce, ale nie sądziłam, że wszystko odbędzie się tak ‘łatwo’. Jak pstryknięcie palcami. Było źle – pstryk – już jest dobrze. To sprawia, że zupełnie nie uwierzyłam autorce w jej wizję. Według mnie ta historia miała w sobie o wiele więcej energii, by spłycić ją do takiego poziomu. Autorka troszkę zabiła swoją historię, sprawiając, że gdy odłożę tę książkę na półkę z pewnością nie będę jej pamiętać. Będę pamiętać tylko tę część, gdy Mia i Adam się poznali, gdzie połączyła ich niesamowita więź, gdzie dziewczyna w jednym momencie straciła wszystko, a chłopak obiecał jej, że wszystko naprawi. Czy dotrzymał słowa? Powiem jeszcze tylko tyle: faceci to dupki. A Adam jest właśnie jednym z nich.

       Podsumowując. Rozczarowałam się. Nie mogę powiedzieć, że to godne zakończenie, bo nie jest. Nasi bohaterowie stracili trzy lata, przypieczętowane jednym zdaniem. Trzy lata to bardzo wiele, jednakże dla miłości to zupełnie nic.


     ***********************************************************************

       Tak, tak, wiem, trochę to zaległa recenzja, ale uwierzcie mi mój luty to jeden wielki Sajgon i wykolejony pociąg... dopiero teraz wracam na właściwy tor, do produkcji filmików itp, itd. Videorecenzję 'Wróć, jeśli pamiętasz' mogliście już zobaczyć na moim kanale na YT. Jeżeli jeszcze ktoś ma ochotę sobie posłuchać, to proszę bardzo :D :


Z ogłoszeń parafialnych dodam jeszcze, że założyłam Fanpage'a na Facebooku. Uważam, że jest to dobra forma kontaktu z Wami, zdecydowanie szybciej pisze mi się na fejsowej tablicy, niż na przykład tutaj. Tym bardziej, że ostatnio faktycznie nie wiem jak się nazywam i która godzina :D tak ten czas zachrzania do przodu.

https://www.facebook.com/catherinevandermorgan