czwartek, 26 października 2017

PRZEDPREMIEROWO: ARSEN - Mia Asher






Tytuł: ARSEN
Autor: Mia Asher
Wydawnictwo: Wydawnictwo Szósty Zmysł
MOJA OCENA: 7/10 *******


       Główną bohaterką jest Cathy,  moja imienniczka. Ma wspaniałego męża Bena, z którym jest w związku od jedenastu lat - w tym przez sześć cudownych wiosen tworzą idealne małżeństwo. To, jak się poznali jest magiczne, cudowne i w zasadzie takie scenariusze zdarzają się tylko w filmach. Od razu zakochują się w sobie na maksa, to co ich łączy jest szczególnie niezwykłe. Ben jest uosobieniem ideału: cierpliwy, czuły, inteligentny, Cathy ma w nim prawdziwe oparcie. Ale jak to często bywa, życie pisze różne scenariusze i nad to wspaniałe małżeństwo nadciągają czarne chmury. Cathy po raz trzeci traci dziecko. Próbowali już wszystkiego, ale ciągle w jakiś sposób ta kobieta nie może donosić ciąży. Przez to czuje się bezużyteczna, pusta, jej psychika przez to zostaje porządnie nadszarpnięta. Stopniowo odsuwa się od męża, odkrywając że przede wszystkim nienawidzi jego pocieszenia. Nie pomaga też fakt, że właśnie w tym najgorszym momencie pojawia się tytułowy bohater książki, zmysłowy, młody mężczyzna o niebieskich oczach, przez którego już nigdy nic nie będzie takie samo.

Podzieliłabym tę książkę na trzy części:

Pierwsza: dramat.
Tutaj naprawdę dzieje się sporo złego. Poznajemy bohaterów oraz ich rozpadające się na kawałeczki serca. Są momenty, które naprawdę wzruszają, widzimy tę niesprawiedliwość, która kiełkuje w umysłach Cathy i Bena. Kontrastująca między sobą dwutorowa narracja nadaje jeszcze więcej ciemnych kolorów, gdy równocześnie z bolesną teraźniejszością poznajemy początek relacji między bohaterami. Bowiem w rozdziały, które malują tu i teraz autorka wplotła kilka retrospekcji, które czytamy z uśmiechem na twarzy. Kolorowa, dopiero kiełkująca miłość kontra czarno-biała rzeczywistość splamiona krwią kolejnego poronionego dziecka.

Druga część powieści to jeden, wielki erotyk. I od razu zaznaczam wielkimi literami: TO NIE JEST KSIĄŻKA DLA CIEBIE, JEŚLI NIE MASZ UKOŃCZONYCH OSIEMNASTU LAT. Liczne sceny seksu są naprawdę szczegółowe, wulgarne, a ja sama, choć trudno mnie czasami zawstydzić miałam rumieńce na twarzy. W którymś momencie nawet miałam dość, gdy nasi bohaterowie na każdej kartce robili coś niegrzecznego. W tej części również pojawia się główny konflikt, miłosne rozterki. Napięcie seksualne, pożądanie wręcz wylewają się z kolejnych rozdziałów. Główna bohaterka zachowuje się miejscami skandalicznie. Wiemy, że kocha męża, pomimo tragedii jaką przeszli, ale równocześnie Cathy czuje ogromny pociąg do Arsena, faceta który z początku jest tylko przyjacielem, który pragnie jej wysłuchać. Z czasem, jak możemy się domyślić w grę wchodzą większe słowa. Ta część książki wywarła we mnie masę gniewu, bo choć rozumiem Cathy i jestem w stanie wyobrazić sobie to, przez jaką rozpacz musiała przechodzić, nie byłam w stanie zaakceptować tego, co robi. Miejscami naprawdę nie byłam w stanie czytać dalej non stop zadając sobie pytanie: dlaczego. Cathy, dorosła kobieta miejscami zachowywała się jak rozpieszczona księżniczka i czasem naprawdę miałam jej dość.

Trzecia część to bałagan po potężnym kataklizmie. Wszystko jest zniszczone, czytelnik jest zdruzgotany. Wiedząc, że wszystko stracone jednocześnie czujemy nadzieję. Staramy się pozbierać, ochłonąć i przede wszystkim zrozumieć.

Ogółem książkę czyta się szybko, ale w którymś momencie wcale nie jest to lekkie czytanie. Chodzi mi właśnie przede wszystkim o sceny zbliżeń między bohaterami. Język w tych miejscach jest wulgarny, bohaterowie nie mają zahamować i w pewnym momencie nawet myślałam, że czytałam 50 twarzy Greya. To powieść o próbie zagłuszenia bólu, sprawienia by po tak ogromnej stracie znowu coś czuć. Nasi bohaterowie są odpowiednio skonstruowani, byśmy mogli bez problemu z miejsca rozwikłać kto jest dobry a kto zły. Poukładany, czuły Ben, wspaniały i troskliwy mąż, Cathy, która nie może sobie poradzić z kolejną stratą dziecka i Arsen, rycerz na białym koniu jednocześnie zły i prawie że nikczemny. To szokująca obyczajowa historia, która miejscami rozrywa na strzępy. Wciąga a jednocześnie razi swoją bezpośredniością. I bardzo, ale to bardzo nie podobał mi się epilog. Moim zdaniem nie tak powinna się zakończyć ta historia. Szczęśliwe zakończenie tak naprawdę nie jest szczęśliwym zakończeniem i czegoś definitywnie było tutaj brak.

Jest to książka wydaje mi się skierowana do dorosłych kobiet i to właśnie im ją polecam. Historia ta udowadnia, że wszyscy popełniamy błędy, a ich konsekwencje mogą być ogromne. Autorka także przekonuje, że nie można kochać dwóch osób jednocześnie, i czasem myśl, że być może jesteśmy w kimś zakochani może być dla nas także trująca. Oj, ciężka to była przeprawa, do tej pory mam ochotę nawrzeszczeć na Cathy. Jednocześnie ta powieść to hołd dla tezy, że nikt nie jest idealny i każdy z nas ma prawo zabłądzić, popełnić błąd, każdy zasługuje na drugą szansę. Każdy z nas ma jakąś rysę na szkle. 

ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI PRZEDPREMIEROWO DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SZÓSTY ZMYSŁ




piątek, 20 października 2017

Natalia Osińska - SLASH (PREMIEROWO)




Tytuł: SLASH
Autor: Natalia Osińska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Agora
MOJA OCENA: 8/10 ********

       Na całe szczęście ja czasy szkoły średniej już dawno mam za sobą. Co wcale nie oznacza, że jestem stara jak dinozaur i powinnam już wyginąć! Pamiętam jednak to, co w czasie liceum było bardzo istotne – przynależność do jakiejś określonej grupy. Mnie, chociaż nie do końca to przeze mnie przemawiało, przypadło ubierać się na czarno czym zwracałam na siebie uwagę większości szkoły. Byłam widziana z daleka, mówiono o mnie, czułam się w jakiś sposób wyjątkowa.

       Pamiętam, że bardzo ważnym czynnikiem dla mnie było szukanie własnej tożsamości. Nie chciałam być taka jak wszyscy. Słuchałam innej muzyki, starałam się nie przejmować opinią moich kolegów i koleżanek. Wielokrotnie jednak nie pokazywałam po sobie że pewne rzeczy obchodzą mnie bardziej niż inne. Miałam przyjaciela, z którym tańczyłam na balu studniówkowym. Był inny i właśnie przez tę inność był wytykany palcami. Podziwiałam go, bo pomimo tego jak bardzo cierpiał, zawsze odważnie szedł z uniesioną głową. Nie bał się powiedzieć głośno: jestem homoseksualny. Dzisiaj ten filmik dedykuję przede wszystkim jemu.

       ‘Slash’ to kontynuacja powieści ‘Fanfik’, o której słyszałam w zeszłym roku bardzo dużo ciepłych i pozytywnych opinii. Sama mogłabym się podpisać pod większością z nich, między innymi dlatego, iż uważam, że obie te powieści powinny być wpisane jako obowiązkowe w kanon lektur szkolnych. Historia Natalii Osińskiej to nie tylko niekonwencjonalna podróż przez pytanie ‘kim jestem’, ale także ogromne wezwanie do odwagi by nie bać się pokazywać tego, co w nas drzemie. Książka porusza się bowiem w tematach LGBT, czyli związanych z homoseksualizmem – odmienną orientacją seksualną. Temat tabu, o którym mimo wszystko bardzo głośno się mówi i powinno się mówić! 

       Jeżeli nie czytaliście ‘Fanfika’ – spokojnie, nie będę tutaj niczego spolerować. Skupię się tylko i wyłącznie na jego kontynuacji. I w zasadzie wydaje mi się, że można czytać ‘Slash’ jako osobną historię, ja nie czytałam części pierwszej a mimo to potrafiłam ogarnąć część drugą. I zacznę może od tego, czym właściwie jest ‘Slash’. Gdy dostałam propozycję przeczytania tej książki, chwilę mi zajęło, żeby zorientować się, że to właśnie kontynuacja ‘Fanfika’ byłam w tym kompletnie zielona. Słowo Fanfik wiadomo z czym się kojarzy – opowieść, często bazująca na jakiejś znanej osobie, albo zespole (sama niegdyś pisałam opowiadanie o Tokio Hotel, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że piszę fanfik!) pisana nieoficjalnie przez jakiegoś fana, albo grupę fanów. Natomiast ‘Slash’ wdziera się głębiej, stanowiąc opowieść kompletnie pozbawioną jakiegokolwiek tabu, bazującą na romansie pomiędzy dwoma osobami tej samej płci.

       Jeśli chodzi o mnie, ja uważam, że każdy człowiek odpowiada za własne szczęście i nikt inny nie powinien się w to wpierdzielać. Każdy z nas rodzi się i dorasta szukając własnego sposobu na życie i prawdą jest, że nikt za nas tego życia nie przeżyje. Dlaczego więc tak często przejmujemy się opinią innych, boimy się, albo rezygnujemy z czegoś tylko dlatego, że inni by tego nie zaakceptowali?

       Tak samo jest z dwójką naszych głownych bohaterów – Tośkiem i Leonem. I o ile pierwsza część historii bazowała w większości na Tośku, przynajmniej tak rozkminiłam, tak tutaj na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się Leon. I w zasadzie Leon jest mi bliższy, bo jest poukładany, ma wszystko pozapisywane w kalenarzu i w ogóle, jest spokojny, lubi teatr, zupełne przeciwieństwo roztrzepanego Tośka. Obaj są w szkole średniej. Czasami jak dwie krople wody, czasem jak ogień i woda. Widać definitywnie chemię między nimi, wszystkie rozterki i uczucia, które nie mogą (a powinny) zostać wypowiedziane na głos. Droga do samoakceptacji i przyznania się do własnych uczuć obu chłopców jest bardzo daleka, szczególnie jeśli gdzieś w głowie ma się zbudowany mur bazujący na jakimś epizodzie z przeszłości. Bo jak tu się przyznać do tego, że jest się innym, gdzie w dobie Facebooka, Twittera i innych kont społecznościowych można pójść na samo dno. Szczególnie jeśli ma się durnowatych znajomych, którzy sprawią, że nasze poczucie własnej wartości legnie w gruzach. Wiecie co? Skojarzył mi się właśnie film ‘Sala samobójców’ – tam jest właśnie świetnie pokazane w jakim społeczeństwie żyją młodzi ludzie i z jakimi przeciwnościami muszą codziennie walczyć.

       Natalia Osińska zgrabnie balansuje pomiędzy kolejnymi definicjami, starając się obalić mity i żelazne poglądy, ukazując że miłość niejedno ma imię, a bronienie się przed samym sobą wcale nie jest takie właściwe. Jednocześnie ta historia jest bardzo optymistyczna, bo pomiędzy kolejnymi problemami – nie tylko własnej seksualności, ale także zahacza o problem dopalaczy na przykład, pojawiają się momenty, gdzie miałam uśmiech od ucha do ucha – szczególnie, gdy uczniowie przygotowali tekst na sztukę teatralną w nowoczesny sposób bazującą na powieściach Sienkiewicza. Wtedy to omal nie pękłam ze śmiechu. ‘Slash’ to przede wszystkim napisana lekkim piórem opowieść o trudnych tematach, o których mówi się coraz częściej, o których jest coraz bardziej głośno. W ogóle tutaj ogromne ukłony dla pani Natalii, ponieważ język jakim operuje jest nie tylko lekki, jest kulturalny, miły dla oka. Pozbawiony przekleństw, obraźliwych słów, pani Natalia bardzo ciepło pisze o uczuciach, a opisy stanowiące większą część książki są wzbogacone o dialogi z dnia codziennego, więc cały czas miałam wrażenie że wcale nie jestem czytelnikiem, a jakąś tam koleżanką Tośka i Leona, która po prostu ich obserwuje.

       Nasi główni bohaterowie nie są jednowymiarowi i to dla mnie jest bardzo silnym trzonem całej historii. Leon potrafi uronić łzę, Tosiek potrafi się naprawdę wkurzyć, potrafią się postawić albo zrobić jakąś głupotę, żeby zwrócić na siebie uwagę. Angażują się w życie szkoły, chodzą do kina, jedza popcorn – wszystko, czym właśnie nastolatkowi się zajmują. To sprawia, że historia jest jeszcze bardziej wiarygodna i angażuje. I wydaje mi się, że to chyba nie koniec tej historii?

       Bardzo zachęcam Was do przeczytania tej książki. Nawet, jeśli nie za bardzo poruszacie się w tematach LGBT. Dlaczego? Chociażby dlatego, żeby potwierdzić moje słowa, że nim odkryjemy siebie i zrozumiemy co tak naprawdę znaczy kochać, musimy przejść przez długą drogę. Ale wierzcie mi, czasami warto. Nawet jeśli ta droga jest bardzo ciężka.

Zapraszam również na recenzję w wersji wideo na kanale MIASTO ATRAMENTOWYCH SŁÓW

Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję Wydawnictwu Agora




środa, 18 października 2017

Augusta Docher - Najlepszy powód by żyć

Najlepszy powód by żyć

‘Gdy kogoś kochasz, kochasz również mu wybaczać’




Tytuł: Najlepszy powód by żyć

Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo: OMGBooks
Ocena CathVanDerMorgan: 9/10

Siedząc na ognisku u mojej najlepszej przyjaciółki przeglądałyśmy zapowiedzi wydawnicze. Ta ksiązka od razu wpadła mi w oko – okładka, a raczej zdjęcie na okładce jest tak przepiękne, że wiedziałam, że będę musiała ją mieć. Chociażby po to, żeby postawić ją frontem na półce. Takie zdjęcie to ucieleśnienie moich marzeń – leżąc obok ukochanej osoby, trzymać ją za rękę i czuć się błogo i bezpiecznie jakby poza nami nie istniało nic więcej.

Specjalnie pojechałam po tę książkę do empiku dzień po premierze. Opis i okładka non stop siedziały mi w głowie i gdy w końcu dopadłam ją wśród nowości powiedziałam tylko: nie zawiedź mnie. Zaczęłam czytać i przepadłam. Tej historii właśnie potrzebowałam.

Dominika znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Została podpalona. Przez własnego ojca. Ojca, który ją kochał bezgranicznie, który był idealny, dla którego była oczkiem w głowie. Czy to był zbieg okoliczności, czy tak miało być? Pierwsze kartki ‘Najlepszego powodu by żyć’ łamią nam serce. Dzieje się bardzo dużo złych rzeczy. Tragedia Dominiki, więź jaka łączy ją z ojcem, wszystkie złe wydarzenia które następują jedno po drugim. Domi ma poparzoną całą jedną część ciała, przechodzi przez serię operacji, przeszczepów. Jej ciało jakoś udaje się posklejać, ale czy tak samo stanie się z jej duszą?

Oczywiście, że powieść nie jest jakaś genialna, megaoryginalna, czy nie powiela schematów. Nie da się w dzisiejszym świecie nie ominąć tej przeszkody, żeby nie napisać czegoś, co już było. I nie bez powodu mówi się, że jest to książka dla fanów ‘Gwiazd naszych wina’, czy ‘Trzynastu powodów’, choć tak naprawdę nie chodzi o schematy ale o szczegóły – szpital, operację, życie które przez chwilę zatrzymało się w miejscu. Dominikę poznajemy gdy ma zaledwie osiemnaście lat. Jest młodziutka, ma swoje marzenia. Jest jak każda nastolatka, ma chłopaka, dobrze się uczy, ma bogatego ojca więc niczego nie musi sobie odmawiać. Jednak szybko po wypadku okazuje się, że zostaje sama. I tu nasuwa mi się refleksja, dlaczego odsuwamy się od ludzi, gdy najbardziej nas potrzebują?



Bardzo podoba mi się język, jakim operuje autorka. Miejscami jest wzruszająco, płakałam jak bóbr co mi się naprawdę rzadko zdarza – a może to też dlatego, że czytałam tę książkę w momencie gdy sama byłam załamana? Nie wiem. Potem śmiałam się jak dziecko, gdy na scenę wkracza Marcel, główna postać męska, która oprócz serca Dominiki starał się również posklejać moje. Jest przezabawny, przegenialny, a rozdziały pisane z jego perspektywy to przecudna podróż pełna różnych zaskakujących momentów. Ta postać jest bardzo dobrze wykreowana – swoją lekkością operuje typowym nastoletnim slangiem jest delikatnym przeciwieństwem poukładanej Dominiki. Jego porównania i opisy miejscami sprawiały że wybuchałam autentycznym śmiechem – co doprowadzało do śmiechu mojego ukochanego. On łowił ryby – ja czytałam. I co chwila zakłócałam rybkom spokój moim wybuchem śmiechu.

Postaci w tej książce są szczere, autentyczne. Mają całe swoje własne ja. Wiedzą, co tu robią, jakie jest ich zadanie. Oddają się nam w całości ze swoimi emocjami, strachami, bagażem doświadczeń. Okazuje się, że każda z postaci ma jakąś rysę a to sprawia, że w tych 360 stronach poznajemy różne elementy życia, a pani Augusta Docher porusza mnóstwo problemów z którymi dzisiejszy świat się zmaga. Przez to jeszcze bardziej utożsamiamy się z bohaterami, kibicujemy im. Każdy z nas ma przecież jakąś bliznę na swoim obliczu, jedne mniej drugie bardziej widoczna. Każdy z nas przeszedł coś co nas ukształtowało, albo otrzeźwiło żebyśmy bardziej doceniali to, co mamy.

Jest to zdecydowanie top 3 moich ulubionych powieści YA wydanych na naszym rodzimym rynku wydawniczym obok przegenialnego ‘Jak powietrze’ pani Agaty Czykierdy-Gradowskiej. Przez te książkę się płynie, chcąc więcej i więcej a gdy już przeczytamy ostatnie zdanie czujemy niedosyt. Chcemy wiedzieć więcej.

Pytanie więc, czy ksiązka mnie zawiodła?

Oczywiście, że nie. Dostałam od niej wszystko, czego potrzebowałam. I jest to książka, która zdecydowanie na długo zostanie w mojej pamięci. Muszę koniecznie zrobić porządek na półkach by mogła stać frontem, bym mogła patrzeć na tę okładkę i ją podziwiać za każdym razem.