niedziela, 28 października 2018

Amanda Reynolds - Blisko mnie


Nie może sobie przypomnieć, dlaczego boi się własnego męża.


Tytuł: Blisko mnie
Autor: Amanda Reynolds
Wydawnictwo: Kobiece 
Moja ocena: 6,5/10 ******


Nie może sobie przypomnieć, dlaczego boi się własnego męża.
Po nieszczęśliwym upadku ze schodów Jo Hardings budzi się w szpitalu. Okazuje się, że cierpi na częściową amnezję i nie pamięta wydarzeń z ostatniego roku.
Chociaż mąż i dzieci zapewniają Jo, że wszystko jest w porządku, kobieta zaczyna wątpić w oficjalną wersję zdarzeń. Wydaje się, że wszyscy skrywają przed nią mroczne tajemnice.
Kiedy Jo łączy ze sobą wydarzenia z ostatnich dwunastu miesięcy, jest już pewna, że rodzina chce, aby nigdy nie odzyskała pamięci. Czy to możliwe, że zrobiła coś złego? Czy nie była tak dobrą żoną i matką, jak chciałaby wierzyć?

 *******************************************

Joanna budzi się u stóp schodów, słysząc słowa męża: ‘’Joanno, Joanno! Nic ci nie jest?’’. Okazuje się, że spadła ze schodów i nie pamięta zupełnie nic z ostatniego roku swojego życia. Już sam ten wstęp mocno zachęcił mnie do przeczytania tej książki. Wraz z Joanną będziemy starać się rozwikłać zagadkę nieszczęśliwego wypadku, oraz poskładać puzzle z jej pamięci. W trakcie też okazuje się, że jej rodzina nie do końca chce, żeby sobie przypomniała. To zapowiadało super thriller, zapierający dech w piersi. Czy dostałam to, na co się nastawiałam?

Amanda Reynolds ma lekkie pióro, to trzeba przyznać i początkowe rozdziały zachwyciły mnie właśnie swoim klimatem. Stawianie czytelnika w centrum rodzinnego dramatu nie jest łatwą sprawą, tym bardziej, jeśli główną narratorką jest kobieta, mająca dziury w pamięci. Właśnie jej oczami poznajemy męża Roberta, córkę Aleksandrę oraz syna Finleya. Jest to obraz cudownej rodzinnej sielanki, gdzie każdy każdego wspiera, gdzie wszystko jest idealne, a Joanna może mówić o sobie: cudowna matka i żona. I tutaj na scenę wkracza główny problem, czyli ostatni rok, którego nie pamięta. Od początku czujemy, że zdarzyło się coś złego, coś co uruchomiło całą machinę wydarzeń i to trzyma nas mocno przy książce.

Narracja poprowadzona w pierwszoosobowej formie nie do końca pasuje do opisywanej sytuacji, ale doskonale rozumiem zabieg autorki. Super sprawą jest poddawanie i samej bohaterki i czytelnika próbie, bo w zasadzie nie możemy ufać tej narracji. Mieszane wątki z teraźniejszości wraz z retrospekcjami mogą być trochę mylące i nużące – w niektórych momentach w ogóle nie dostrzegałam związku między retrospekcjami a wydarzeniami tu i teraz. W trakcie fabuły Joanna ma przebłyski pamięci, coś tam próbuje sobie poskładać, jednak nie do końca wiemy, czy tak faktycznie się wydarzyło, czy to tylko wymysł jej wyobraźni. To sprawia, że czytelnik sam ma problemy z odczytaniem wszystkiego dookoła i można mieć wrażenie, że samemu straciło się pamięć. W końcu błądzenie w fabularnej mgle może być i ciekawe i frustrujące zarazem. Akurat ten aspekt powieści bardzo przypadł mi do gustu, czego nie można powiedzieć o całokształcie. Dlaczego?

Jak już wspomniałam wyżej, Joanna zaczyna podejrzewać, że to jej własny mąż jest odpowiedzialny za zrzucenie ją ze schodów i w zasadzie samo jego zachowanie na to wskazuje. Nastawiałam się więc na sceny z przemocą rodzinną, psychicznym mężem, czy coś w tym stylu, co autorce dawałoby naprawdę ogromne pole do popisu zarówno jeśli chodzi o warsztat pisarski, klimat książki, czy same zabiegi fabularne. Naprawdę można to było poprowadzić w ciekawszy sposób, ale niestety tutaj się zawiodłam. Amanda Reynolds stworzyła powieść, przypominającą mi z lekka sławną ‘’Modę na sukces’’, gdzie wychodzą różne kwiatki i cała oś fabularna toczy się tak naprawdę wokół czworga członków rodziny. Rodziny, która miała być idealna i cudowna, a okazuje się, że wiszą nad nią czarne chmury. To sprawiło, że ja jako czytelnik oczekujący czegoś wow, po prostu się zawiodłam. Nastawiałam się na zupełnie co innego, może to był mój błąd. Oczywiście były w tej książce ciekawsze momenty, które jakoś tam budowały to napięcie, jednak to nie do końca to, czego oczekiwałam.

Podsumowując ‘’Blisko mnie’’ to historia małżeństwa z bardzo długim, bo dwudziestoczteroletnim stażem. Trzeba też dodać, że Joanna nie należy do najmłodszych bohaterek, jest kobietą dojrzałą, w średnim wieku, co też buduje jej portret psychologiczny – nie mamy do czynienia z młodą żoną, która mogłaby poczuć chęć skakania z kwiatka na kwiatek, ale kobietą dojrzałą, która już raczej powinna siedzieć na tyłku, niż myśleć o romansach. Odkrywanie z nią kolejnych fragmentów tego, co się wydarzyło w ostatnim roku jest ciekawe, tym bardziej, że tutaj poruszane są różne wątki: od romansu, przez związek LGBT, a także molestowanie seksualne. To zdecydowanie najciekawsze fragmenty książki, gdzie Joanna próbuje poskładać wszystko do kupy i zaufać swojej intuicji. Tak jak mówię, fabuła mogła zostać poprowadzona w zupełnie innym kierunku, jednak autorka zdecydowała się na łagodniejszy przebieg akcji. To też trzeba uszanować, ale dla mnie było to troszeczkę za mało.

Polecam tę książkę na jesienne wieczory czytelniczkom, które mają dość problemów w swoich małżeństwach i po prostu poczytałyby o problemach innych kobiet. Myślę, że ‘’Blisko mnie’’ idealnie wpasowuje się w deszczową aurę. 

za egzemplarz recenzencki dziękuję:




niedziela, 21 października 2018

Tijan - Pozwól mi zostać

Prawie go nie znała.
A jednak to on zaoferował jej coś, czego nikt inny nie mógł...




Tytuł: Pozwól mi zostać
Autor: Tijan
Wydawnictwo: Kobiece / Young
Moja ocena: 7/10 *******

Zapytała, czy może zostać, a on jej pozwolił.

Tej feralnej nocy, kiedy świat Mackenzie całkowicie runął, dziewczyna miała nocować w obcym domu. Przez przypadek trafiła do pokoju Ryana. Powinna od razu odejść, powinna czuć się zażenowana, powinna przeprosić, ale nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Tej nocy zupełnie obcy chłopak sprawił, że czuła się bezpieczna, a jego pokój stał się dla niej jedynym miejscem, gdzie w końcu mogła uspokoić swoje myśli.

**********************************************************************

Z Tijan spotkałam się już przy lekturze ‘’Fallen Crest – Akademia’’. Choć wiele aspektów w tej powieści bardzo mi się podobało, nie kontynuowałam swojej przygody z tą serią. ‘’Pozwól mi zostać’’ skusiło mnie nie tylko przepiękną okładką, ale także opisem, który gwarantował pewnego rodzaju emocje przy lekturze książki. Czy się zawiodłam? Czy po przeczytaniu książki w moim umyśle jako jedyny plus pozostaje tylko piękna okładka?
 
Zacznę od samego tytułu książki, który jest totalnym wariactwem tłumaczki, jednakże całkowicie zrozumiałym. Oryginalny tytuł to ‘’Ryan’s Bed’’, który sam w sobie jest spojlerem, owszem adekwatnie oddaje fabułę książki. Byłby oczywiście o wiele ciekawszym rozwiązaniem, ale mam wątpliwości czy na polskim rynku nie byłby mylący. Sugerowałby bardziej powieść erotyczną, a tutaj mamy do czynienia z historią dla młodzieży i z myślą o młodzieży, której głównym tematem jest samobójstwo.
 
Samobójstwo to ciężki temat, z którym próbowało się zmierzyć wielu autorów, między innymi bardzo dobrze znany Jay Asher. W swojej powieści ‘’Trzynaście powodów’’ starał się oddać atmosferę panującą wśród młodzieży dotkniętych nagłym odejściem koleżanki, ale moim skromnym zdaniem nie do końca mu to wyszło. Jak natomiast poradziła sobie Tijan?
 
‘’Pozwól mi zostać’’ to historia nastoletniej Mackenzie, która w przeddzień swoich osiemnastych urodzin jest świadkiem pewnej tragedii, która odbije się echem na jej psychice. Te wszystkie sceny rozgrywają się już na samym początku książki, Tijan bezpośrednio stawia nas i swoją bohaterkę w bardzo trudnej sytuacji. Napędza ona koło następnych wydarzeń, wśród których poznajemy Ryana, szkolnego gwiazdora, którego wszyscy wokół uwielbiają. Mackenzie kilka godzin po tragedii przypadkiem ląduje w jego łóżku i okazuje się, że to jedyny sposób, by w ogóle zasnąć. W dalszych etapach fabuły główna bohaterka będzie próbowała oswoić się ze stratą, a także odnaleźć się w nowej sytuacji.
 
Autorka podeszła do tematu z zupełnie innej strony. Samobójstwo odgrywa tutaj nie małą rolę, jest epicentrum wszystkiego, co po nim następuje. Dotyka główną bohaterkę w sposób osobisty i przez całą książkę widzimy jak zmaga się z traumą. Dziewczyna na wszelkie sposoby próbuje się odnaleźć, wyjść poza swoją strefę komfortu, a także poskładać rodzinę, która po tragedii zdaje się rozpadać na kawałeczki. Bardzo polubiłam Mackenzie i zauważyłam jej duże podobieństwo do Sam z ‘’Fallen Crest’’. Tijan ma talent do tworzenia bohaterek, które niczego się nie boją, nie są szarymi myszkami, a gdy trzeba potrafią postawić się największej elicie w szkole. Wiedzą czego chcą i nie boją się tego wziąć. Taka też jest Mackenzie, która pomimo całego wewnętrznego dramatu cały czas daje o sobie znać i nie ma tendencji do chowania się w ciemny kąt. To czyni z niej silną bohaterkę, którą warto jest poznać bliżej.
 
Styl pisania autorki jest lekki, choć porusza trudny temat. Wiadomo, ‘’Pozwól mi zostać’’ to powieść skierowana przede wszystkim do młodzieży, więc nie znajdziemy tu górnolotnych opisów, wątki toczą się pomiędzy szkołą, szkolną miłością, a rodziną. Główną osią fabularną więc jest Mackenzie i jej zachowanie – popaść w rozpacz, czy wręcz przeciwnie zacząć żyć? Jeżeli ktoś zmagał się z traumą, stracił kogoś bardzo bliskiego, nie do końca może zgadzać się z tym, jak postępuje dziewczyna. Żeby zapomnieć pije alkohol, zaczyna uprawiać seks, a nawet wdaje się w mocne potyczki słowne ze swoimi rówieśniczkami. Nie jest to może wzór do naśladowania, ale próbując zrozumieć jej sposób na poradzenie sobie z nową sytuacją dochodzę do wniosku, że tak chyba działa ludzka psychika.
 
Podsumowując Tijan napisała książkę dla młodzieży, z całą tą młodzieżową otoczką. I mimo, że nie uroniłam ani jednej łzy do ostatniej strony, bardzo mnie ciekawiło, co się dalej stanie. Jest to bardzo przystępny tekst, jednak nie sądzę, bym zapamiętała bohaterów na dłużej. Zapewne po kilku kolejnych książkach zapomnę o nich, ale mimo wszystko nie żałuję, że poznałam ich historię.
 
Mam jeszcze małe ostrzeżenie dla tych, co lubią czytać ostatnią stronę, czy też zdanie w książce. Nie róbcie tego, bo zepsujecie sobie całą zabawę. Dzięki ostatniemu zdaniu, mi osobiście spadły kapcie. Och, Tijan! Tak się nie robi!

za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję:






piątek, 19 października 2018

Małgorzata Oliwia Sobczak - Ona i dom, który tańczy


"Przeszłość to fotel, który dryfuje jak tratwa po błękitnej lagunie. To poduszka, która pachnie korą dębu i pomarańczami. Przeszłość to dłoń, w której zamyka się słońce".


Tytuł: Ona i dom, który tańczy
Autor: Małgorzata Oliwia Sobczak
Wydawnictwo: Novae Res
Moja ocena: 8/10 ********

Trzy kobiety, których losy są ze sobą nierozerwalnie połączone. Dom na Żuławach, w którym krzyżują się wszystkie te historie.


Iwa powraca po latach do niezwykłego domu na Żuławach i odkrywa tajemnice rzucające nowe światło na historię rodzinną. Pragnie zrozumieć motywy kierujące jej bliskimi i złożyć w logiczną całość wydarzenia z przeszłości.
Książka zabierze czytelnika w powojenne i współczesne czasy, ukazując postacie trzech kobiet, które poszukują szczęścia pomimo przeciwności losu. Pełna emocji fabuła umieszczona w urzekającej scenerii pozwala odbiorcy zagłębić się w magicznej przestrzeni Żuław. Specyficznego klimatu powieści dopełnia muzyka, dzięki której ożywa dom – niemy świadek radości, smutków i trosk jego mieszkańców.

*********************************************

‘’Ona i dom, który tańczy’’ spod pióra polskiej autorki – Małgorzaty Oliwii Sobczak – to powieść, która zrządzeniem losu sama do mnie przyszła. Rzadko mi się zdarzają takie cuda, tym bardziej gdy tylko wyjęłam ją z koperty, od razu zaczęłam czytać. Zaintrygował mnie sam opis: jest to historia trzech kobiet, których losy są nierozerwalnie złączone. Od czasu przeczytania przeze mnie powieści ‘’Czereśnie zawsze muszą być dwie’’ Magdaleny Witkiewicz z utęsknieniem czekałam na książkę, która wywoła we mnie podobne emocje. Z ogromną miłością do polskich autorów z niecierpliwością rozpoczęłam podróż z kolejnym rodzimym piórem.
Och, ta miłość! 

Nie do końca wiem, jak przedstawić zarys fabuły, bo nie da się jej konkretnie zaszufladkować. Od pierwszych zdań wiedziałam jednak, że będzie to niezapomniana podróż. Pastelowy i liryczny język przyprószony szczyptą magii wprowadził mnie do tej wielowątkowej historii z pełną gracją, jednak nie do końca czułam się bezpiecznie. Jak jeszcze pierwszy rozdział przyjęłam z w miarę otwartym umysłem, tak następne musiałam witać z szeroko otwartymi oczami. Łatwo się pogubić, ale jeżeli włożymy w to czytanie chociaż odrobinę wysiłku, efekt przyjdzie sam.

Mroczna atmosfera panująca od samego początku budziła we mnie niepokój, lecz mimo to mknęłam dalej prowadzona przez niewidzialną rękę domu, który tańczy. Główną bohaterką książki jest Iwa, młoda dziewczyna, która po latach powraca do rodzinnych Żuław. Tutaj warto wspomnieć, że miejscowość ta jest pięknie opisana tutaj, tak majestatycznie, magicznie, że chciałoby się tam pojechać i osobiście zobaczyć wszystkie te miejsca, o których wspomina autorka. Przedstawia ona także historię Żuław, której musiała poświęcić naprawdę dużo czasu, dzięki czemu jeszcze bardziej spogląda się na tę miejscowość jak na baśniową krainę, w której dzieją się cuda.

I chociaż poznajemy nie tylko losy wspomnianej już Iwy, to ona wprowadza nas do tajemniczego domu i wraz z nią będziemy odkrywać kolejne fragmenty układanki dotyczące przeszłości. Iwa skradła moje serce poprzez swoje zagubienie, chęć poznania prawdy i upór, który doprowadził ją do poznania losów swoich najbliższych. I choć nie do końca się z nią utożsamiłam, to właśnie do jej postaci jestem najbardziej przywiązana. Wiem, że gdybym znalazła się na jej miejscu, starałabym się dokopać do wszelkich informacji, które mogłyby pomóc mi odnaleźć w tym wszystkim samą siebie. 

Tajemniczy dom – o nim też warto wspomnieć, ponieważ autorka obdarzyła go ludzkimi cechami, nadając mu kształt dobrego duszka, który od XIX wieku dumnie stoi i obserwuje. Dom czuje, widzi, słyszy, tańczy, pomaga. Płacze po kolejnych mieszkańcach, przywiązuje się do nich. Szumi dla nich, kołysze ich do snu, śpiewa, kiedy są smutni. Jest to piękny element tej nostalgicznej baśni, która non stop stawiała przede mną odwieczne pytania: ,,Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?’’. Ostatecznie każdy z nas marzy o ciepłym domu, który będzie naszą oazą spokoju. Małgorzata Oliwia Sobczak w piękny sposób uchwyciła swoją wizję domowego ogniska, wywołując we mnie jakąś dziwną tęsknotę.

Bardzo ciekawym elementem w tej historii jest narrator, ponieważ nie jest on jednoznaczny, co chwilę się zmienia i jesteśmy prowadzeni przez perspektywę kolejnych bohaterów książki. Przeskakujemy także w czasie, więc oczy musimy mieć szeroko otwarte. Książka jest podzielona na trzy, przeplatane ze sobą części. Są kolejno zatytułowane jako: ONA, TA i TAMTA. Na początku może to troszkę czytelnika zgubić, ale wraz z biegiem akcji wgryzłam się w każdy wątek i udało mi się poukładać w głowie o kim czytam. Niestety, zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego czytelnika będzie to łatwe zadanie.Już dawno nie spotkałam się z tak dopracowaną fabułą, gdzie autorka doskonale zna historię oraz swoich bohaterów, którzy są namacalni, prawdziwi i szczerzy. Dzięki mnogiemu narratorowi poznajemy ich losy, myśli i uczucia, co sprawia, że przywiązałam się do kolejnych osób, kartka po kartce odkrywając ich losy. Warto tutaj też wspomnieć o pięknym przedstawieniu Żuław, do których już wiem, że chciałabym pojechać, fani wojennych wątków również znajdą tu coś dla siebie. 

Z pozoru to zwyczajna obyczajówka, ale czytając posłowie od autorki i znając genezę jej powstania wiemy, że biją od niej wszelkie kolory, dlatego na długo pozostanie w pamięci. Autorka nie ma tendencji do odkrywania wszystkich kart za jednym zamachem. Wątki często są urywane w połowie, jak niedokończone myśli, pełne niedopowiedzeń na podstawie których możemy wysnuwać własne teorie – w końcu jednak wszystko splata się w jedną całość i czytelnik jedynie może się zachwycać kunsztem i umiejętnościami Małgorzaty Oliwii Sobczak. Nic tu nie jest oczywiste, a poznanie siebie i własnej przeszłości to zadanie, które staje przed każdym człowiekiem. Żeby dowiedzieć się, kim jesteśmy, musimy poznać swoją przeszłość i pogodzić się z nią, inaczej nie zaznamy spokoju.

Podsumowując. ''Ona i dom, który tańczy'' to książka, której na pewno nie dostrzegłabym przechadzając się między półkami w księgarni. Wokół krzyczałoby do mnie o wiele więcej tytułów, o których w blogosferze jest głośno. Podejrzewam, że i Wy nie zwrócilibyście na nią uwagi. Byłby to błąd. Jeżeli lubicie historie, które wymagają troszeczkę wysiłku i zaangażowania, ta książka jest dla Was. Nie jest to zwykła obyczajówka, ale teraz, gdy jesień króluje za oknami, wieczory są dłuższe, jest idealna. Historia rodziny, której losy ciągną się od czasów wojennych to coś, na co warto zwrócić uwagę.

Być może wtedy usiądziecie z Waszymi dziadkami i babciami i posłuchacie ich historii.
Być może będą natchnieniem do napisania kolejnej takiej opowieści.



poniedziałek, 8 października 2018

Jenny Han - Do wszystkich chłopców, których kochałam


W pewnym pudełku po kapeluszach ukrywam listy... Listy do wszystkich chłopców, których kochałam... 



Tytuł: Do wszystkich chłopców, których kochałam
Autor: Jenny Han
Wydawnictwo: Young!
Moja ocena: 8/10 ********



Schodzę do piwnicy, zapalam światło i wzrokiem przeszukuję całą przestrzeń. W końcu znajduję szmaragdowozielone pudełko na kapelusze, które niegdyś podarowała mi mama. Powiedziała do mnie wtedy: ‘’możesz schować w nim swoje najcenniejsze skarby’. Wracam do pokoju, wyciągam swój najlepszy ulubiony flamaster, kolorową papeterię, siadam przy biurku i zaczynam pisać. Słowa płyną ze mnie ciepłą falą, a ja czuję jakby wszystkie uczucia powoli opuszczały moje ciało. Piszę listy, ale nie byle jakie listy. Piszę listy do wszystkich chłopców, których kochałam. Co by było, gdyby je przeczytali?


Jenny Han to jedna z moich ulubionych pisarek dla młodzieży. Jej trylogię ‘Lato’ pochłonęłam na jeden haps, jedna za drugą, ledwo łapiąc oddech. Lekkie pióro autorki, młodzieżowy styl, historie nastoletnich miłości i rodzinnych perypetii to coś, co naprawdę kocham, mimo, że nie mam już ‘nastu’ lat.

‘Do wszystkich chłopców, których kochałam’ – opowieść, na którą miałam chrapkę już dawno temu, stawiając swoje pierwsze kroki w BookTubowym świecie. Za granicą czytelniczki zachwycały się tą historią, bardzo chciałam po nią sięgnąć, ale udało mi się to dopiero dzisiaj za sprawą wydawnictwa Kobiecego, a raczej ich gałązki – Young. Przez chwilę, jeszcze zanim rozpoczęłam lekturę książki głęboko zastanowiłam się, czy nie jestem troszkę za stara na tego typu opowieść. Jak ją potraktuję? Czy w razie czego uda mi się być obiektywną? Byłam troszkę niepewna, ale po pierwszych akapitach już wiedziałam, że to jest książka, której potrzebowałam na dzisiejsze odstresowanie się. Zapomniałam o bożym świecie zagłębiając się w historię Lary Jean. Przecież kiedyś sama nią byłam, gdy w czasach gimnazjum kochałam skrycie pierwszy raz…

Lara Jean jest nastolatką, którą można spotkać na co dzień w najbliższym sąsiedztwie. Wyróżnia ją jednak koreańskie pochodzenie, co definitywnie dodaje jej urody. Ma dwie siostry i kochającego ojca. Po śmierci matki tworzą niezwykły team, który się wspiera, uwielbia wspólne posiłki i spędzanie razem czasu. Trzy siostry non stop się wspierają, a najstarsza z nich Margot jest ucieleśnieniem postaci godnej naśladowania. Jako najstarsza przejęła tak jakby obowiązki matki, jest dla młodszych sióstr niesamowitą podporą, dlatego też jej decyzja o studiach w Szkocji jest dla całej rodziny niesamowicie trudna. Po wyjeździe Margot następuje wiele przypadkowych wydarzeń, a listy, które Lara Jean potajemnie pisała do wszystkich chłopców, których kochała, nagle trafiają do adresatów.

Tak mniej więcej rozpoczyna się ta historia pełna różnych perypetii zarówno rodzinnych, miłosnych jak i tych na horyzoncie przyjaźni. Oczywiście jest lekko, cukierkowo, ale mimo wszystko pod tą całą powłoką kryje się bardzo mądre przesłanie. Książka jest napisana tak leciutkim językiem, jakby kartki zostały tylko muśnięte odrobiną atramentu. Ta piękna historia uczy, bawi, wzrusza, przekonuje, żeby zawsze pozostać sobą, a także, że życie nie zawsze można zaplanować – czasami bowiem dzieje się coś spontanicznego, co całkowicie wywraca je do góry nogami.

Mocną stroną książki są bohaterowie, a szczególnie trzy siostry, które są zupełnie różne. Mają swoje własne cechy charakteru, co tylko przekonuje mnie do prawdziwości ich osobowości. Pokazują jak ważna jest siła rodzeństwa. Za to tak mocno pokochałam tę historię.

Polecam tę książkę i młodszym czytelnikom, a także tym starszym, którzy czasami jeszcze lubią znaleźć w historiach odrobinę nastoletniej magii. Fajnie było chodzić do szkoły, śledzić na szkolnych korytarzach swoje pierwsze miłości. Teraz, gdy człowiek jest starszy, na pewne rzeczy patrzy się z zupełnie innej perspektywy i aż dziw bierze, że za pewnymi sprawami po prostu się tęskni. Czekam niecierpliwie na kolejne tomy, a dzisiaj odpalam Netflix, który zekranizował tę powieść :) zobaczymy, jak bardzo moje wyobrażenia się sprawdzą ^^

za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję: