wtorek, 30 kwietnia 2019

Augusta Docher - Wiele powodów, by wrócić

Czasami trzeba zacząć wszystko układać jeszcze raz...



Tytuł: Wiele powodów, by wrócić
Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo: OMG BOOKS
Moja ocena: 9/10


Czy łączące ich niegdyś uczucie okaże się silniejsze od zapomnienia?
Czy ktoś, kto odszedł tak daleko, znajdzie powód, by wrócić?



       Warning: Nie czytajcie opisu książki. 
       Warning 2: Jeśli macie coś do roboty, to warto odłożyć to na później - nie oderwiecie się od książki (jedyny wyjątek: musisz odłożyć książkę, jeśli akurat jesteś na porodówce i to bynajmniej nie w roli osoby towarzyszącej, a rodzącej - wtedy, niestety musisz odłożyć książkę)
       Warning 3: Jeśli nie czytaliście ''Najlepszego powodu, by żyć'' najpierw radzę sięgnąć właśnie po ten tytuł, nim przeczytacie ''Wiele powodów, by wrócić''... 

       To, że Augusta Docher jest mi bliską autorką wiedzą wszyscy, którzy w jakiś sposób mają ze mną styczność jako z Książkoholikiem. Ta kobieta ma w sobie coś takiego, że każda jej książka to kolejna przygoda. Kiedy czytałam ''Najlepszy powód, by żyć'' wiedziałam, że trzymam jedną z najważniejszych książek w moim życiu. Szczególnie relacja Dominiki z ojcem wywarła na mnie ogromne emocje, podparte moimi własnymi doświadczeniami i wspomnieniami. Tamtą książkę połknęłam tak szybko, że nim się obejrzałam a był koniec. Cudowni bohaterowie, których autorka naprawdę lubi poturbować, historia, która wciąga i miłość, której można pozazdrościć.

       Gdy pojawiła się informacja o kontynuacji NPBŻ byłam:
       a) zdziwiona (bo cóż tutaj można by dopisać, oprócz ''żyli długo i szczęśliwie''?)
       b) szczęśliwa (bo super sprawą było powrócić do tego świata jeszcze raz - to tak, jakby się odwiedziło starych, dobrych znajomych)

       Sięgając po ''Wiele powodów, by wrócić'' miałam obawy. Wydawało mi się, że historia Dominiki i Marcela jest już zakończona i tak naprawdę nic więcej im do szczęścia nie potrzeba. Co też skusiło autorkę do napisania kontynuacji? Życie i zasłyszana historia pewnej kobiety (możecie o tym poczytać w posłowiu książki). Czasami przecież tak się zdarza, że spotykamy kogoś na swojej drodze i staje się on dla nas inspiracją do napisania czegoś ekstra. 

       Już opis książki dużo zdradza, więc nie będę tutaj spojlerować, jeśli napiszę mniej więcej co tu się dzieje. Dominika po wypadku czuje się coraz lepiej. Ma o wiele lepszy kontakt z ojcem, który pojawia się w drugim tomie o wiele częściej i bardzo mnie to cieszy. Widać, że wszystkich bohaterów łączy ogromna przyjaźń i wątki, które splotły ich losy w ten, czy inny sposób. Marcel, moja ulubiona męska postać jeśli chodzi o polskie YA, również stara sobie ułożyć życie u boku Dominiki. Sielanka więc trwa w najlepsze. Do czasu. 

       I tutaj moje pytanie: czy jeden człowiek jest w stanie znieść tak wiele?
       Niestety, czasami Bóg stawia nam na drodze kolejne wyzwania i trzeba je zaakceptować i podejmować.

       Marcel ulega poważnemu wypadkowi. Traci pamięć. Wszystkie fragmenty puzzli z ostatnich kilku lat wypadają z jego głowy. I puff. Świat Dominiki legł w gruzach.

       Jak już pisałam wyżej, w tej serii autorka bardzo poturbowała swoich bohaterów. Przypaliła ich, narysowała im blizny, wcisnęła za kratki, obdarowała nieplanowanym rodzicielstwem, a teraz poczęstowała utratą pamięci. Naprawdę sporo, jak na te dwa tomy. I o ile w pierwszym tomie śledziliśmy głównie losy Dominiki, tak tutaj bardziej skupiamy się na Marcelu. Poznajemy bardziej jego świat i przeszłość co bardzo mnie cieszy, bo naprawdę lubię tę postać. 

       Styl pisania Augusty Docher wychwalam przy każdej możliwej okazji. Przez te książki się płynie. Nie brakuje tutaj więc lekkiego języka, młodzieżowego slangu, żarcików i zbereźnych powiedzonek. Mamy silne emocje niesione z każdym kolejnym zdaniem i stroną. Kibicujemy bohaterom, zżywamy się z nimi. Przechodzimy razem naprawdę trudne chwile. Autorka miała pomysł i wiedziała, do czego zmierza. To, czy kontynuacja tej historii była potrzebna czy nie, odstawiam na bok. Ani nie krytykuję, ani nie wychwalam. Fajnie, że możemy znowu trochę popodglądać, co tam się u nich dzieje, ale bez tej książki też by było fajnie :). 

       Wiele jednak z tej książki można wynieść: przede wszystkim, że wiara, nadzieja i miłość to najważniejsze rzeczy. Bez nich nie da się po prostu funkcjonować. 
        ''Miłość cierpliwa jest...'' 
        ''Afrodyta zawsze zwycięży Nemezis''
        I tego się trzymajcie. 

za egzemplarz do recenzji dziękuję:

czwartek, 11 kwietnia 2019

Katarzyna Kostołowska - Czterdzieści minus


Jeśli jest się przed czterdziestką to za późno na miłość?



Tytuł: Czterdzieści Minus
Autor: Katarzyna Kostołowska
Wydawnictwo: Publicat / Książnica
Moja ocena: 7,5/10


Pełna ciepła i humoru opowieść o czterech przyjaciółkach mieszkających we Wrocławiu. Przyjaźń, miłość, zdrada, romans, macierzyństwo, praca, kariera, rozczarowania, nadzieja... To wszystko znajdziesz w tej książce!



       Z początkiem kwietnia dotarła do mnie tajemnicza przesyłka od Publicat S.A. Grupa Wydawnicza. Otwieram, a tam wśród różowych piórek śmiejące się do mnie dwie książki! Wiadomo, że jak książkoholik dostaje przesyłkę z książkami to sam szczerzy się jak głupi do sera i nie inaczej było ze mną. Ucieszyłam się, że mam w rękach książki polskich autorek, co oznaczało dla mnie, nałogowego czytelnika polskich obyczajówek, kolejne spotkanie z naszym rodzimym piórem. 

       Na pierwszy ogień sięgnęłam po powieść ''Czterdzieści minus'' Katarzyny Kostołowskiej. Muszę przyznać, że okładka tej książki kompletnie mnie oczarowała. Nie mamy tutaj jakiegoś wykupionego w internecie zdjęcia, z którego szczerzyłyby się do nas cztery panie, a naprawdę fajną grafikę, która serio przyciąga wzrok! Już dawno nie widziałam tak fajnie narysowanych postaci, a musicie wiedzieć, że  w tej powieści faktycznie mamy cztery bohaterki, wokół których będą się toczyły różne perypetie. Dodatkowym atutem, który zapalił zielone światełko jest to, że jest do debiut Katarzyny Kostołowskiej. Czego więc chcieć więcej?

       Akcja powieści rozgrywa się we Wrocławiu, gdzie miałam okazję zawitać w ostatnie wakacje. Chociaż kompletnie nie kojarzę nazw kolejnych dzielnic, wiem mniej więcej jak wygląda starówka i to wystarczyło bym zaliczyła to miasto jako jedno z najpiękniejszych w jakim byłam. We Wrocławiu mieszkają cztery przyjaciółki: Magda, Anita, Aśka i Karolina, w których - jestem pewna - każda Czytelniczka odnalazłaby echo samej siebie. Jeśli lubicie serial ''Przyjaciółki'' to myślę, że ta książka z pewnością przypadnie Wam do gustu, Autorce fantastycznie udało się ująć cztery zupełnie różne charaktery i połączyć je szaloną, nierozerwalną przyjaźnią - taką, której można szczerze zazdrościć i jakiej wielu nam w życiu brakuje. Przyjaźń, na tle cudownego Wrocławia! W tym miejscu przyznam, że troszkę zabrakło mi opisów miejsc, ale wiem, że autorka postawiła przede wszystkim na relacje między bohaterami - powiedzmy, że mogę jej wybaczyć :). 

       Różne charaktery bohaterek owocują wieloma wątkami, które przeplatają się na zamianę na kartach powieści. Byłam szczerze zdumiona, że na tych 320 stronach można zmieścić tak wiele i tak wiele tematów poruszyć. Miło, że są to rzeczy z życia wzięte, takie, które nas dotykają na co dzień. Bardzo podoba mi się, że bohaterki są wrzucone w słodko-gorzkie realia, co pomaga nam się z nimi w jakiś sposób utożsamić i wyciągnąć z ich bycia jakieś życiowe lekcje. Fajnie, że nie są to młode dziewczyny, a kobiety z bagażem doświadczeń, które niejedno już w życiu widziały, a które łączy jedna bardzo ważna rzecz: potrzeba miłości. 

       Ach, ta miłość. Któż by jej nie pragnął? Autorka doskonale więc balansuje pomiędzy małżeńską zdradą - panowie, doprawdy, dbajcie o swoje żony, bo jeśli nie będziecie tego robić prędzej czy później pojawi się ktoś, kto was z chęcią wyręczy. Od małżeńskich problemów śmigamy do samotnego macierzyństwa, odkrywania swojej seksualności, pogardy dla bycia singlem, przeistaczania się z szarej myszki w totalną biznes woman. Tak, jak niegdyś Bridget Jones podtrzymywała nas na duchu i dodawała wiary we własne możliwości, tak cztery bohaterki z Wrocławia pokazują nam, że zawsze trzeba wierzyć i że każdy z nas zasługuje na szczęśliwe zakończenie - wystarczy tylko wyciągnąć ręce. 

       Jeśli chodzi o styl pisania Katarzyny Kostołowskiej, to w zasadzie nie mam nic do zarzucenia. Jest to powieść obyczajowa, więc ma być lekko, momentami zabawnie, bez zbędnych ozdobników, życiowo. Miejscami można się na chwilę zatrzymać, by zaczerpnąć łyka kawy, ale bardzo chętnie wraca się do tej powieści. I choć nie mamy tutaj nie wiadomo jakich zwrotów akcji, czy scen szczególnie wbijających w fotel, z przyjemnością czyta się dalej. W jednym momencie opadła mi szczęka i sama nie wiem, co zrobiłabym na miejscu właśnie tej bohaterki, która nakrywa męża na zdradzie. Tutaj przyznam, że padło z moich ust siarczyste ''oż cholera'', co zwróciło uwagę mojej mamy siedzącej obok. Także zaskoczeń nie brakuje!

      Polecam te książkę na długie wiosenne popołudnia, gdzie w promieniach słońca możemy się schować gdzieś w ogródku i znaleźć chwilkę dla siebie. Tak, jak pisałam w tej powieści z pewnością odnajdą się panie nie tylko z przedziału czterdzieści, ale także te mniej doświadczone (takie, jak ja!). Bo chociaż sama nie mam jeszcze trzydziestki, mężatką jestem dopiero od trzech miesięcy i dopiero odkrywam wady i zalety bycia żoną, z przyjemnością czytam powieści o dojrzałych kobietach, by przypominać sobie, że jeszcze dużo rzeczy przede mną.

       Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję: