środa, 17 lipca 2019

Małgorzata Radtke - Czerwony Lód

Kryminał z mrożonkami w tle. 


Tytuł: Czerwony Lód
Autor: Małgorzata Radtke
Wydawnictwo: WasPos
Seria: Szady
Moja ocena: 7,5/10

   Witaj w Pihonie, jednym z największych tego typu zakładów w Europie. Produkują tutaj mrożonki, takie, jakie możesz znaleźć w lodówkach w każdym supermarkecie. Mrożone owoce? Proszę bardzo. Warzywa? Nie ma problemu. Ofertę mają naprawdę sporą. Zakład pracy jak każdy inny tego typu: marne zarobki, nieelastyczny grafik pracy, nocne zmiany, warunki szkodliwe, a między pracownikami różnego rodzaju relacje. I mówiąc ‘’różnego rodzaju’’ mam na myśli wszelakie konstrukcje rodem z ‘’Mody na sukces’’. Wszystko fajnie pięknie do czasu pewnej nocy, gdy na podłodze jednej z hal zostaje znaleziona krew. I to całkiem sporo tej krwi. Ktoś ewidentnie się wykrwawił na śmierć. Sierżant Szadurski ma więc pełne ręce roboty: od ustalenia tożsamości ofiary, poprzez odnalezienie ciała, a na końcu ustalenie mordercy. Niby spokojny zakład pracy, a tu taka rewelacja…


       ‘’Czerwony lód’’ to lekki kryminał spod pióra młodej polskiej autorki Małgorzaty Radtke i trzeba przyznać, że jest to całkiem dobry debiut. Książkę czyta się naprawdę szybko, czego zasługą jest szybka akcja – bardzo podoba mi się, że wszystko jest wyważone, nic tu nie przekombinowano, a całość naprawdę ciekawi.

       Zainteresowałam się tą książką ze względu na opis. Sama kilka lat temu uwięziłam się właśnie w takim zakładzie pracy działającym w moim mieście. I choć na początku było fajnie, z czasem coraz bardziej zaczął mnie przytłaczać. Ogrom pracy, marny pieniądz, coraz większe wymagania, kierownictwo, które uważało nas pracowników za zwykłe robaki, system czterobrygadowy, nocne zmiany i każde święta w pracy. Gdy się tam zatrudniłam to wszystko nie było takim dużym problemem. Byłam młoda, nie miałam swojej rodziny ani chłopaka więc w zasadzie nie zależało mi, czy w sobotę idę na nockę, czy w Boże narodzenie na popołudniówkę. Dopiero po trzech latach zaczęłam się w tym zakładzie dusić. Jednak przez cały ten czas poznałam zarówno samo pojęcie produkcji, jak i podłość innych ludzi. Plotek po zakładzie nawet na mój temat chodziło tyle, że włos jeżył się na głowie. A jeśli chodzi o romanse między pracownikami, to było to na porządku dziennym. Każdy miał coś za uszami.

       Zacznę może od świetnego tła całej książki jakim jest właśnie zakład produkujący mrożonki. Nie wiem, czy autorka wylądowała kiedykolwiek na tego typu produkcji, ale opisy maszyn, miejsc, kolejnych hal i konstrukcja całej machiny jest tak bardzo realistycznie opisana, że jestem w szoku. Naprawdę czułam, jakbym tam była, a momentami miałam przebłyski, że jestem w swojej robocie. Kilka razy przez głowę przebiegła mi myśl, co by było gdyby takie morderstwo zdarzyło się u nas. Och, ile razy sobie wyobrażałam, że wrzucamy kierownika do pieca nie zliczę. Kiedy człowiek jest zmęczony, a oni jeszcze bardziej dobijają swoimi wymaganiami to różne rzeczy chodzą po głowie.

       Sierżant Szadurski, pseudonim Szady, to dojrzały mężczyzna bardzo lubiący pracę policjanta. Podoba mi się poprowadzenie akcji w pierwszoosobowej formie narracji. Dzięki temu widzimy wszystko jego oczami, jest nam więc trochę trudniej być czytelnikiem obiektywnym. Mamy tylko te informacje, które podsyła nam główny bohater. A trzeba przyznać, że intryga w książce jest dość mocno zapętlona i całe rozwiązanie nie jest takie proste i przyjemne jakbyśmy chcieli. Szadurski momentami bawił mnie do łez. Miałam wrażenie, że taka z niego trochę sierotka: tu się potknął, tam uderzył. Te momenty sprawiają, że książka momentami ma bardzo komiczny wydźwięk, dzięki czemu czytelnik nie tylko jest zajęty rozwiązywaniem zagadki morderstwa, ale także obserwuje liczne gagi z Szadym w roli glównej. Również dużym plusem jest to, że mamy tutaj także inne wątki, zaglądamy troszkę do życia sierżanta i to też sprawiło, że jako mężczyzna nie za bardzo mi się podoba. Jako policjant jest troszkę cwany i ma żelazne uczucia. To zdecydowanie nie jest mój typ.

       Jedyne, do czego mogę się przyczepić to kilka błędów językowych i ortograficznych, które zauważyłam po drodze. Mimo korekty nie zostały poprawione i czasami bolały w oczy. Ale jeśli ktoś czyta szybko, to może nawet nie zwróci na nie uwagi. Nie psują konstrukcji powieści, więc nie są aż takim wielkim minusem, no ale jednak są, więc warto byłoby się im bardziej przyjrzeć.

       Polecam tę książkę fanom lekkich kryminałów. Przy tej książce można się zrelaksować, troszkę pogłówkować i szczerze się pośmiać. Autorka ma bardzo lekkie pióro, widać, że kryminał ją fascynuje, bo potrafi się tym bawić. Myślę, że czytelnicy będą zadowoleni, szczególnie że sam tytuł książki jest bardzo pomysłowy. Odniosłam wrażenie, że troszkę tutaj inspiracji ‘’Morderstwem w Orient Ekspresie’’, co jest dowodem na to, że jest to kryminał napisany w starym, dobrym stylu bez udziwnień, upiększeń, z mnóstwem akcji i bardzo zaludnionym gruntem. Z chęcią więc sięgnę po kolejne przygody Szady’ego. Bardzo polecam kryminał z mrożonkami w tle. Następnym razem, gdy pójdę do Kauflanda po jakieś mrożone warzywka to z pewnością przypomnę sobie ‘’Czerwony lód’’.




niedziela, 14 lipca 2019

Martyna Senator - Z ciszy



‘’- Zaczekaj. – odwraca się i patrzy mi w oczy – Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
Marszczy brwi.
- A jakie to ma znaczenie?
- Odpowiedz.
Zastanawia się chwilę,
- Skid Row I remember You – wyznaje w końcu.
Wyciągam z kieszeni telefon, wpisuję w wyszukiwarce tytuł i włączam piosenkę. Kiedy rozlegają się pierwsze dźwięki, pogłaśniam, a potem kładę smartfona na trawie i spoglądam na Zoję.
- Zatańczysz?’’




Tytuł: Z ciszy
Autor: Martyna Senator
Wydawnictwo: We need Ya
Seria: Z miłości
Moja ocena: 8,5/10

       ‘’Z miłości’’ to czterotomowa seria spod pióra młodej polskiej autorki – Martyny Senator. Już pierwszy tom ‘’Z popiołów’’ zachowany w klimacie new adult pokochały czytelniczki w całej Polsce. Każda kolejna książka była konkretnym dowodem, że w naszym kraju również można napisać ciekawe i wciągające historie o młodych ludziach i dla młodych ludzi. Poznaliśmy już losy Sary, Kaśki i Elzy. Teraz przyszedł czas na Zoję. I niestety będzie to nasze ostatnie spotkanie z tą serią.

       Kiedy przyszła do mnie przesyłka z książką nie posiadałam się z radości. Poprzednie części bardzo mi się podobały i byłam bardzo ciekawa, czym tym razem zaskoczy nas autorka. Przyzwyczaiłam się już do jej lekkiego pióra, podziału na rozdziały pisane na przemian z perspektywy chłopaka i dziewczyny, ciekawych bohaterów a także problemów, z którymi borykają się młodzi dorośli.
      
       W momencie, gdy poznajemy Zoję jest świeżo upieczoną maturzystką oczekującą na listę osób przyjętych na wymarzone studia weterynarii. Pracuje w studiu tatuażu, w wolnej chwili jest wolontariuszką w schronisku. To raczej skryta osoba, ostrożna w stosunku do innych, a już na pewno nie myśli o tym by randkować z nowo poznanymi facetami. Gdy w studiu zjawia się Filip przez chwilę udaje jej się trzymać zasad, ale zabawne przekomarzanie i upór chłopaka sprawiają że coraz bardziej zastanawia się nad skokiem na głęboką wodę. Jedno wiadomo na pewno: jeśli coś między nimi iskrzy to na pewno nie będzie łatwo, by ten płomień porządnie zapłonął. Już autorka się o to postara.

       Książki Martyny Senator to nie tylko słodziutkie historie o miłości. Mamy w nich wiele wątków pobocznych, które niestety jak czarne plamy zdarzają się na świecie. Autorka przyzwyczaiła swoich czytelników, że droga do miłości wcale nie jest usłana różami. Również ‘’Z ciszy’’ serwuje nam emocjonalny rollercoaster, w którym naprawdę wiele się dzieje! Bohaterowie nie są słodcy i pastelowi. Są namacalni, mają bardzo ludzkie problemy, boją się, kochają, pragną dobrego życia. Mimo, że są młodzi wyznają wartościowe zasady i mocno się ich trzymają. Jeśli błądzą to zawsze pojawia się ktoś, kto sprowadzi ich na dobrą drogę. To rozpala w czytelniku nadzieję, że ktoś na pewno jest nam pisany i na nas czeka.

       Ktoś, kto mówi, że można czytać tę serię w dowolnej kolejności to troszkę się myli. W ‘’Z ciszy’’ mamy delikatne spojlery dotyczące poprzednich książek, więc jeśli nie chcecie sobie psuć zabawy to lepiej czytajcie w kolejności. Ta książka porusza bardzo ważne tematy, takie jak: rodzina, wirus HIV, tabletka gwałtu, a także przemijanie. Zoja jest dziewczyną, którą troszkę trzeba poprowadzić za rękę, ale gdy zaufa to kocha całym sercem. Autorka tańczyła na moich emocjach jak tylko mogła. Sklejała moje serce i rozbijała je na nowo. Kiedy myślałam, że już nic więcej nie może się stać, dzieje się najgorsze. To, co spotyka Zoję odbiło się echem na mojej duszy. Najlepsze, że w ogóle się nie spodziewałam, gdzie Martyna Senator ją zaprowadzi. Gdybym była bohaterką jej książki z pewnością bym się obraziła. Nie wiem, czy jeden człowiek jest w stanie znieść tak wiele jeszcze w tak młodym wieku.

       Każda z czterech części ma swój urok i każdą kocham na swój sposób. Te książki otworzyły mi drzwi do polskich historii z gatunku new adult/young adult i w moim odczuciu w żaden sposób nie są gorsze od tych zagranicznych. Co z tego, że mamy tu polskie imiona i miejsca akcji? To jest piękne! Pielęgnujmy te nasze polskie Zośki, Kaśki i Maryśki. Dajmy im szansę! Jeśli więc lubicie książki z tego gatunku, musicie spróbować przeczytać książki Martyny Senator. Gwarantuję, że wciągniecie się na maksa!

       ‘’Z ciszy’’ udowodniła, że seria ‘’Z miłości’’ jest warta uwagi. Pełno w niej pięknych cytatów i choć nie jestem do końca pewna, by młodzi ludzie byli gotowi na tak poważne deklaracje, jestem w stanie to kupić. Filip totalnie skradł moje serducho i jest jedną z moich ulubionych męskich postaci w tym gatunku. Jeśli chcecie go poznać, musicie zajrzeć do książki!

 za egzemplarz do recenzji dziękuję: