czwartek, 27 czerwca 2019

Izabela M. Krasińska - Najlepsza przyjaciółka


Gdy przyjaźń staje się toksyczna... 



Tytuł: Najlepsza Przyjaciółka
Autor: Izabela M. Krasińska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Moja ocena: 8,5/10

       O przyjaźni pięknie rzekł Arystoteles: ,,Przyjaciel – jedna dusza w dwóch ciałach.’’ Samotny człowiek nie jest nic wart. Zawsze potrzebujemy drugiego człowieka. Bratniej duszy. Powiernika sekretów. Kogoś, kto nas wysłucha, wesprze dobrą radą, albo czasami zwyczajnie opieprzy.
       Będąc dzieckiem łatwiej zawiera się przyjaźnie. Człowiek jest bardziej ufny, beztroski, świat ma o wiele więcej barw. Czy pamiętasz swoją przyjaciółkę? Tą, z którą wymieniłaś/eś się bransoletką przyjaźni? Czy ta znajomość przetrwała próbę czasu?
       Najlepsza przyjaciółka to skarb. Pod warunkiem, że nie zaczyna kontrolować naszego życia

       Izabelę M. Krasińską poznałam już jakiś czas temu, gdy przeczytałam ‘’Pod skrzydłami miłości’’, z cyklu o tym samym tytule. Styl pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu, jej obyczajowa historia pełna była wspaniałych słów przez które bardzo miło się płynęło. Dlatego też wiedziałam, że prędzej, czy później sięgnę po jej inne książki. ‘’Najlepsza przyjaciółka’’ zainteresowała mnie już jakiś czas temu. Intrygujący opis, przepiękna okładka i tytuł, który wydawał się być biletem do intrygującej historii sprawiły, że sięgnęłam po tę powieść prędzej. I muszę przyznać, że już dawno polska proza nie wzbudziła we mnie aż tylu różnych emocji.

       ‘’Najlepsza przyjaciółka’’ to powieść, o której można powiedzieć, że ‘’na dwoje babka wróżyła’’. Już w krótkim prologu zostajemy zbombardowani, widzimy, że dzieje się tutaj prawdziwe życiowe zło, dostajemy konsekwencję scenariusza, a nie mechanizm, który doprowadził do konsekwencji. Można powiedzieć, że prolog jest także pewnego rodzaju epilogiem. Uwielbiam, gdy autorzy stosują taki zabieg: już na wstępie zostajemy zachęceni do dalszego czytania, by poznać początki owego Zła. I tutaj są dwie możliwości: albo całość będzie ze sobą współgrać i dostaniemy naprawdę solidną powieść obyczajową, albo autor poleci po najprostszej linii oporu i prolog będzie najlepszym z całej książki. Jak było w tym przypadku?

       Joanna ma bardzo stabilne życie: pracuje jako fryzjerka i naprawdę doskonale spełnia się w zawodzie, który również był jej pasją. Ma wspaniałego chłopaka Jakuba, z którym mieszka, a ich znajomość trwa już cztery lata. Co prawda ma dość specyficznych rodziców, którzy troszkę chowali ją pod kloszem, ale gdy Asia dorosła zaczęła sama uparcie decydować o swoim życiu. Jej kolejnym marzeniem jest wycieczka do Francji, a pierwszym krokiem do jego spełnienia jest zapisanie się na kurs języka francuskiego. Tam, na prywatnych popołudniowych zajęciach poznaje Elwirę, nieco wycofaną i cichą kobietę, która zrządzeniem losu staje się nie tylko partnerką na lekcjach, ale także przyjaciółką. Zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, co odbija się na relacji Joanny z Jakubem. Wkrótce Elwira zaczyna zajmować ważniejsze miejsce w życiu Asi, jednak ich przyjaźń zaczyna wymykać się spod kontroli…

       Pierwsze, co muszę napisać: gratuluję autorce wykreowania tak strasznie naiwnej i głupiej bohaterki, jaką jest Joanna. O mój Boże. Stworzenie takiej kreacji postaci jest na pewno trudnym zadaniem. Nie dość, że trzeba ją cały czas prowadzić za rączkę to jest tak podatna na różne wpływy, że życie kołysze nią jak wiatr chorągiewką. Naprawdę kłaniam się w pas, bo autorka stworzyła Joannę bardzo konsekwentnie, wiedziała, że czytelnik raczej nie zapała do niej sympatią, a czytając kolejne rozdziały książki będzie się co chwila łapał za głowę jak można mieć takie klapki na oczach?

        Kompletnym przeciwieństwem jest Elwira. Dla Joanny jest troszkę zamkniętą w sobie, wycofaną i cichą kobietą, a dla czytelnika otwartą księgą. Między kolejnymi rozdziałami autorka wplata fragmenty pamiętnika Elwiry, które prowadzi od dzieciństwa, więc poznajemy ją bardzo dobrze. Kontrast pomiędzy tymi bohaterkami jest tak fantastycznie zarysowany, że człowiek się dziwi jak w ogóle takie dwie osoby mogą się ze sobą zaprzyjaźnić. Wiadomo, że życie pisze różne scenariusze więc wszystko jest jak najbardziej możliwe.

       Książkę czyta się powoli, jak na tego rodzaju obyczajówkę. Izabela M. Krasińska stara się przedstawić swoje postaci bardzo szczegółowo i realistycznie, dzięki czemu mamy nieźle wykreowane portrety psychologiczne. Bardzo podoba mi się kameralność tej książki, bo tak naprawdę mamy trzy główne postaci i kilka pobocznych, na które tak naprawdę nie zwraca się uwagi. Narrator trzecioosobowy lawiruje pomiędzy głową Joanny i myślami jej partnera Jakuba, ale tempo narracji jest powolne – nie jest to jedna z tych książek, przez które się płynie. Długie opisy, urywki wspomnień, rozmyślania bohaterów troszkę spowalniają czytanie. Moim skromnym zdaniem nie jest to minusem książki – bardzo się cieszę, że mogłam dogłębnie poznać bohaterów, dzięki temu obserwowanie tego, jak zmieniają się relacje między nimi było naprawdę fascynujące. Wspomnę też tutaj o ostatnich scenach, które dla mnie były przygnębiające i gdyby nie było tak gorąco a moje oczy kompletnie wysuszone – to pewnie uroniłabym łzę.

       Bardzo przyjemnie czytało mi się tę książkę i mimo, że znam ten scenariusz z kilku filmów to i tak nie mogłam się oderwać. Izabela M. Krasińska to kolejna polska autorka, którą bardzo lubię i myślę, że również z resztą jej książek będę chciała się zapoznać. Jej pióro potrafi utkać fantastyczną historię obyczajową, a literatura kobieca jest ostatnio moim ulubionym gatunkiem.  Po takiej książce i głupiutkim toku rozumowania głównej bohaterki człowiek uświadamia sobie, że wiedzie w miarę stabilne życie. Bardzo często zastanawiałam się, jak Jakub mógł z nią tyle wytrzymać. Ale jak to mówią: miłość jest ślepa.

       Książka ląduje na półce moich ulubionych książek z literatury kobiecej. Te i inne książki z tego gatunku znajdziecie na: www.selkar.pl J




czwartek, 20 czerwca 2019

Adriana Locke - Zapisane w bliznach


O bliznach, których nie widać gołym okiem... 



Tytuł: Zapisane w bliznach
Autor: Adriana Locke
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Moja ocena: 7,5/10

‘’Blizna nie bolała go od 19 lat’’… Yyy… Nie, to nie ta książka. Dzisiaj nie opowiem Wam o młodziutkim czarodzieju z blizną na czole, a o bliznach ukrytych głęboko w sercach i duszach ludzi, którzy na co dzień żyją obok nas.

‘’Zapisane w bliznach’’ to druga (po ‘’Poświęceniu’’) powieść Adriany Locke wydana w Polsce, jednakże to moje pierwsze spotkanie z autorką. Bardzo chciałam poznać tę historię, bo ufam wydawnictwu Szósty Zmysł i wiem, że byle czego to raczej by nie wydali. Nastawiłam się raczej pozytywnie i w ramach relaksu po całym dniu zabawy z moją dwumiesięczną córeczką zasiadłam do lektury. Szukałam tu powieści kobiecej, z nutką pikanterii. Czy znalazłam?

Siniaki znikają. Blizny pozostają jako świadectwo tego, że się żyło. Walczyło. Kochało. Łatwo jest się zakochać. Z kolei odkochanie to najtrudniejsza rzecz na świecie.

Bardzo mnie ucieszyło, że wreszcie mam w rękach losy dorosłych ludzi. Nie szczeniaków, którzy dopiero się poznają, gdzie powieść skończy się tandetnym i oklepanym ślubem. Elin i Ty już są małżeństwem, które przez kłody rzucane przez los zostaje wystawione na poważną próbę. Mimo, że nie było rozwodu po jednej z kłótni Ty po prostu trzasnął drzwiami i zniknął Elin z oczu. Jednym z głównych powodów tego stanu rzeczy jest fakt, że bardzo długie starania o dziecko nie przynoszą efektów. Do tego Ty miał poważny wypadek w pracy, co też odbiło się zarówno na jego zdrowiu, jak i stanie finansowym. Te trzy sprawy powiązane ze sobą tak mocno tak bardzo zakorzeniły się w umysłach naszej dwójki bohaterów, że jako małżeństwo nie byli w stanie sobie poradzić. Po długim czasie ich drogi jednak ponownie się splatają, a Adriana Locke stawia pytanie: czy niektóre blizny są w stanie się zagoić?

Wydawać by się mogło, że tak oklepany schemat znamy już na pamięć: nie mogą mieć dzieci, zdradzają się, rozstają. Zbliżenia stają się przykrym obowiązkiem, zanika pasja, seks staje się być wynikiem odpowiedniej pory cyklu i temperatury ciała. Pragnienie dziecka jest tak silne, że zaburza wszystkie dobre relacje pomiędzy partnerami. Nie inaczej jest pomiędzy Elin i Ty’em.

Początkowo choć historia tej dwójki bardzo mnie zainteresowała, ciężko było mi się wkręcić ze względu na styl pisania autorki. Być może nie pomagał fakt, że zostajemy wrzuceni w sam środek konfliktu. Widzimy konsekwencje, a nie mechanizm w jaki do tego doszło. Dlatego początkowo ciężko się w tę książkę wgryźć, bo dramat tworzy pewnego rodzaju chaos. Ciężko też ocenić bohaterów, bo złe emocje troszkę rozmywają ich prawdziwe ja. W którymś jednak momencie coś wskakuje na odpowiednie miejsce i autorka jest w stanie zaciekawić czytelnika na tyle, by dotrwał do końca. Mimo, że przeczułam zakończenie, ciekawa byłam jak do tego dojdzie.

Teraz, gdy sama jestem mamą rozumiem o wiele więcej. Wiem, jak trudno budować związek, jak dbać o to by relacja była czysta, wiem, że życie bywa brutalne i niesprawiedliwe. Na kartach tej książki jest wiele wątków: od miłości przez przyjaźń, małżeństwo, macierzyństwo. To historia, w której dzieje się bardzo dużo złego, ale autorka odpowiednio dba by przez tę szarą mgłę przebijały promienie słońca.

Szukałam w tej książce odrobiny kobiecości posypanej nutką pikanterii. I muszę przyznać, że patrzeć na dwoje tak dobrze znających się ludzi było równie fascynującym odkrywaniem kart, co tych bohaterów którzy dopiero się poznają. To napięcie między Elin i Ty’em wywoływało odpowiednie emocje. Jestem w stanie przyznać, że sceny zbliżeń między nimi były tak samo gorące jak blaszka świeżo wyjęta z nagrzanego pieca. Są w tej książce momenty, gdy autentyczny rumieniec wylewa się na twarz.

Oczywiście, że są minusy. Elin. Mimo mojego całego zrozumienia sytuacji, główna bohaterka tej książki czasami zachowuje się bardzo dziecinnie. Miałam wrażenie, że przez to dialogi między małżeństwem bywają drętwe, lub za bardzo sztuczne. Czasami też ich monologi nie do końca mi pasowały. Wiem, że autorka chciała w ten sposób przekazać jak najwięcej wartości, ale wątpię by w sytuacji zagrożenia bohaterowie byli w stanie wymawiać takie poematy. Te dwie rzeczy to takie mankamenty całej historii, która mimo wszystko gdzieś tam mnie wciągnęła i zapewniła kilka miłych wieczorów przy winie.


 za egzemplarz do recenzji dziękuję: