czwartek, 20 czerwca 2019

Adriana Locke - Zapisane w bliznach


O bliznach, których nie widać gołym okiem... 



Tytuł: Zapisane w bliznach
Autor: Adriana Locke
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Moja ocena: 7,5/10

‘’Blizna nie bolała go od 19 lat’’… Yyy… Nie, to nie ta książka. Dzisiaj nie opowiem Wam o młodziutkim czarodzieju z blizną na czole, a o bliznach ukrytych głęboko w sercach i duszach ludzi, którzy na co dzień żyją obok nas.

‘’Zapisane w bliznach’’ to druga (po ‘’Poświęceniu’’) powieść Adriany Locke wydana w Polsce, jednakże to moje pierwsze spotkanie z autorką. Bardzo chciałam poznać tę historię, bo ufam wydawnictwu Szósty Zmysł i wiem, że byle czego to raczej by nie wydali. Nastawiłam się raczej pozytywnie i w ramach relaksu po całym dniu zabawy z moją dwumiesięczną córeczką zasiadłam do lektury. Szukałam tu powieści kobiecej, z nutką pikanterii. Czy znalazłam?

Siniaki znikają. Blizny pozostają jako świadectwo tego, że się żyło. Walczyło. Kochało. Łatwo jest się zakochać. Z kolei odkochanie to najtrudniejsza rzecz na świecie.

Bardzo mnie ucieszyło, że wreszcie mam w rękach losy dorosłych ludzi. Nie szczeniaków, którzy dopiero się poznają, gdzie powieść skończy się tandetnym i oklepanym ślubem. Elin i Ty już są małżeństwem, które przez kłody rzucane przez los zostaje wystawione na poważną próbę. Mimo, że nie było rozwodu po jednej z kłótni Ty po prostu trzasnął drzwiami i zniknął Elin z oczu. Jednym z głównych powodów tego stanu rzeczy jest fakt, że bardzo długie starania o dziecko nie przynoszą efektów. Do tego Ty miał poważny wypadek w pracy, co też odbiło się zarówno na jego zdrowiu, jak i stanie finansowym. Te trzy sprawy powiązane ze sobą tak mocno tak bardzo zakorzeniły się w umysłach naszej dwójki bohaterów, że jako małżeństwo nie byli w stanie sobie poradzić. Po długim czasie ich drogi jednak ponownie się splatają, a Adriana Locke stawia pytanie: czy niektóre blizny są w stanie się zagoić?

Wydawać by się mogło, że tak oklepany schemat znamy już na pamięć: nie mogą mieć dzieci, zdradzają się, rozstają. Zbliżenia stają się przykrym obowiązkiem, zanika pasja, seks staje się być wynikiem odpowiedniej pory cyklu i temperatury ciała. Pragnienie dziecka jest tak silne, że zaburza wszystkie dobre relacje pomiędzy partnerami. Nie inaczej jest pomiędzy Elin i Ty’em.

Początkowo choć historia tej dwójki bardzo mnie zainteresowała, ciężko było mi się wkręcić ze względu na styl pisania autorki. Być może nie pomagał fakt, że zostajemy wrzuceni w sam środek konfliktu. Widzimy konsekwencje, a nie mechanizm w jaki do tego doszło. Dlatego początkowo ciężko się w tę książkę wgryźć, bo dramat tworzy pewnego rodzaju chaos. Ciężko też ocenić bohaterów, bo złe emocje troszkę rozmywają ich prawdziwe ja. W którymś jednak momencie coś wskakuje na odpowiednie miejsce i autorka jest w stanie zaciekawić czytelnika na tyle, by dotrwał do końca. Mimo, że przeczułam zakończenie, ciekawa byłam jak do tego dojdzie.

Teraz, gdy sama jestem mamą rozumiem o wiele więcej. Wiem, jak trudno budować związek, jak dbać o to by relacja była czysta, wiem, że życie bywa brutalne i niesprawiedliwe. Na kartach tej książki jest wiele wątków: od miłości przez przyjaźń, małżeństwo, macierzyństwo. To historia, w której dzieje się bardzo dużo złego, ale autorka odpowiednio dba by przez tę szarą mgłę przebijały promienie słońca.

Szukałam w tej książce odrobiny kobiecości posypanej nutką pikanterii. I muszę przyznać, że patrzeć na dwoje tak dobrze znających się ludzi było równie fascynującym odkrywaniem kart, co tych bohaterów którzy dopiero się poznają. To napięcie między Elin i Ty’em wywoływało odpowiednie emocje. Jestem w stanie przyznać, że sceny zbliżeń między nimi były tak samo gorące jak blaszka świeżo wyjęta z nagrzanego pieca. Są w tej książce momenty, gdy autentyczny rumieniec wylewa się na twarz.

Oczywiście, że są minusy. Elin. Mimo mojego całego zrozumienia sytuacji, główna bohaterka tej książki czasami zachowuje się bardzo dziecinnie. Miałam wrażenie, że przez to dialogi między małżeństwem bywają drętwe, lub za bardzo sztuczne. Czasami też ich monologi nie do końca mi pasowały. Wiem, że autorka chciała w ten sposób przekazać jak najwięcej wartości, ale wątpię by w sytuacji zagrożenia bohaterowie byli w stanie wymawiać takie poematy. Te dwie rzeczy to takie mankamenty całej historii, która mimo wszystko gdzieś tam mnie wciągnęła i zapewniła kilka miłych wieczorów przy winie.


 za egzemplarz do recenzji dziękuję:







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz