czwartek, 14 listopada 2019

Karolina Winiarska - Następnym razem




Tytuł: Następnym Razem
Autor: Karolina Winiarska
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Moja ocena: 8/10




       Tak właśnie zaczyna się historia Olgi i Michała. W 1996 roku spędzają wakacje we Włoszech, a ta wycieczka splecie ich serca na całe życie. Oboje jednak mieszkają w zupełnie innych częściach Polski, więc gdy przychodzi się rozstać ich drogi się rozchodzą. Olga to dziewczyna, która marzy o tym, by studiować w Krakowie, Michał to chłopak, który nie do końca wie, czego chce w życiu, ale czuje, że spotkanie Olgi zmieniło go na zawsze. Co z tego, że tamtego lata byli młodzi? To nieśmiałe uczucie, które między nimi zakiełkowało będzie niosło swoje fale jeszcze przez długi, długi czas.

       Powieść Karoliny Winiarskiej to debiut i właśnie pod takim kątem ją potraktowałam. Od dawna uwielbiam czytać książki spod pióra polskich autorów, a gdy widzę takie pięknie oprawione świeżynki to od razu ślina mi na czytelniczy język cieknie. Bardzo się cieszę, że mogłam ją przeczytać przedpremierowo, bo dzięki temu mogę Wam napisać, czy warto czy nie warto sięgnąć po tę książkę.

       Ta książka to trzysta parę stron. Niewiele, w porównaniu z wieloma innymi podobnymi powieściami. Na okładce widzimy leżącą obok siebie, patrzącą sobie w oczy parę dorosłych ludzi. Gdy czytamy pierwsze rozdziały w naszych głowach rozbrzmiewają echa lat dziewięćdziesiątych, obozów, kolonii, wakacyjnych pocztówek i tej wolności, której nie zakłócały smartfony, tablety czy inne tego typu rzeczy. Ja zawsze powtarzam, że dorastanie w tych latach miało swój klimat – tego się już niestety nie powtórzy i dlatego też obraz tego jak Olga i Michał się poznali jest mi strasznie bliski. Ja też jeździłam na kolonie, też zawierałam na nich znajomości, a potem wysyłałam listy, które nigdy nie doczekały się odpowiedzi.

       Ta książka to trzysta parę stron. Akcja w niej toczy się na przestrzeni wielu lat, więc wielkie brawa dla autorki, że w tak krótkim tekście potrafiła zmieścić tak wiele wątków i perypetii życiowych. Miejscami ‘’Następnym razem’’ przypominało mi ‘’Love, Rosie’’, może dlatego, że tam bohaterowie również zbierali się bardzo długo by wreszcie wyznać swoje prawdziwe uczucia.

       Nie będę się rozwodzić nad stylem pisania, czy warsztatem literackim. To debiut, a moim głównym wyznacznikiem dobrego czytadła jest to, że się przez nie płynie. Tutaj bez zarzutów mogę powieść polecić, jeśli lubicie takie szybkie czytanie w stylu obyczajowo-romansowym. Bardzo się cieszę, że narracja została poprowadzona w trzeciej osobie. Już dość mam książek, gdzie punktem głównym są rozterki bohaterki. Bardzo podoba mi się także naprzemienność poprowadzonych rozdziałów i choć wszystko idzie zgrabnie i pięknie, to czasami zabrakło mi jakiegoś większego rozwinięcia danego wątku. Jak już wspomniałam ta powieść rozgrywa się na przestrzeni długiego okresu czasu i naprawdę momentami miałam wrażenie, jakbym oglądała szybki film akcji – bach, bach, bach i bohaterowie są na następnym życiowym etapie.

       Co do bohaterów, to na pewno nie polubiłam się z Olgą. Generalnie w tego typu książkach główna postać nigdy nie wywiera na mnie dobrego wrażenia. W początkowym rozdziale jest młodą dziewczyną, która na siłę szuka miłości. Jakby nie było w jej życiu innego celu – musi być ten chłopak i koniec kropka. Przez to wydaje się być troszkę dziecinna i nie zauważa nikogo, oprócz swojego biednego pustego serca. Z kolei Michał to człowiek, który nie bardzo wie czego chce w życiu. Mało tego ma skłonności do melancholii i przypadkowych romansów, co od razu skreśla go w moich oczach jako kogoś godnego poślubienia. Niestety zrządzeniem losu nasi bohaterowie tak bardzo są sobą zauroczeni, że mimo kolejnych związków i prób budowania relacji z innymi, nadal myślą o sobie nawzajem.

To, co mogę podkreślić jako ogromny plus tej książki, to… NIEPRZEWIDYWALNOŚĆ. Bo chociaż wiemy, że Olga i Michał prędzej czy później MUSZĄ się spotkać ponownie, to autorka uplotła im naprawdę niezłą pajęczynę, tor przeszkód, a na koniec przejście po rozżarzonych węglach, by wreszcie mogli ze sobą normalnie porozmawiać. Pragnę przypomnieć, że akcja powieści rozpoczyna się w roku 1996, a więc utrzymanie kontaktu przez tych dwoje wcale nie było takie łatwe jak w dzisiejszych czasach. Autorka naprawdę zgrabnie lawiruje między wątkami, fantastycznie wplatając także postaci drugoplanowe – niejedna z nich naprawdę sporo tutaj nawywija.

Podsumowując ‘’Następnym razem’’ to bardzo udany debiut, podkreślający że czasami spotykamy w swoim życiu osobę, która będzie dla nas kimś bardzo wyjątkowym. I mimo tego, że założymy rodzinę, zbudujemy karierę, czy też wyprowadzimy się na drugi koniec świata to zawsze będziemy o tej osobie myśleć. To ktoś, kto tylko swoim pojawieniem się zmienił nas i nasze życie, ktoś kto na stałe zagościł na dnie naszego serca. Polecam tę książkę na długie, jesiennie wieczory jako ciepły kocyk, który przytuli i szepnie, że nie bez znaczenia jest kogo spotkamy na swojej drodze.

 za książkę dziękuję

niedziela, 22 września 2019

Anka Sangusz - Niepokorni - Dziewczyna z Ogrodu

Ach, miło znowu nastolatkiem być...



Tytuł: Niepokorni - Dziewczyna z Ogrodu
Autor: Anka Sangusz
Wydawnictwo: WasPos
Seria: Niepokorni
Moja ocena: 8/10



       Ach, jak wspaniale byłoby mieć znowu trzynaście lat! Otworzyć książkę młodzieżową, tak miłą jak ‘’Niepokorni – Dziewczyna z ogrodu’’, przerzucać z napięciem kolejne kartki, a potem zasypiać marząc o chłopaku takim jak Kacper: tajemniczym, seksownym i pewnym siebie. Niestety mam już troszkę więcej lat, swojego księcia już znalazłam. Co mnie skłoniło, żeby sięgnąć po literaturę młodzieżową? Powód jest prosty: znowu chciałam się poczuć jak beztroska nastolatka, a moim jedynym problemem byłoby czy chłopak, który mi się podoba w końcu na mnie spojrzy?

       Zdziwiłam się, gdy otrzymałam propozycję od nowego wydawnictwa Ya Czytam, żeby pomóc w promowaniu ich książek. Bardzo mnie zaskoczyło, że trzy propozycje są napisane przez polskie autorki, a jeśli już od dłuższego czasu śledzicie moje recenzje to wiecie, że właśnie po takie teksty sięgam ostatnio najczęściej. Z trzech nadesłanych propozycji najbardziej zainteresowała mnie powieść Anki Sangusz – Niepokorni – Dziewczyna z ogrodu. To pierwszy tom trylogii, czy sięgnę więc po następne tomy? Jeśli wpadną w moje ręce to pewnie tak.


instagram: @miasto_atramentowych_slow


       W ostatnim czasie cierpimy na ‘’powieści młodzieżowe’’, w których emanuje przerysowany bunt, seks w zbyt młodym wieku, hiperbolizowane problemy i język, który zszokowałby niejednego rodzica. Rzadko zdarzają się książki, z których płynie jakiś morał a ich język jest faktycznie dostosowany do młodzieży. ‘’Niepokorni’’ mają to w sobie, że oprócz bardzo lekkiej i płynnej narracji prowadzonej w pierwszej osobie przekazują jakieś wartości.

       Główną bohaterką tej historii jest Kamila, pieszczotliwie nazywaną przez przyjaciół Kamą. Nie ma łatwego życia, co przede wszystkim jest spowodowane bardzo chłodną relacją z mamą. Często zdarza się, że rodzice chcą coś narzucać swoim dzieciom i skłaniają ich do robienia rzeczy, na które nie mają ochoty. Matka Kamili miała kiedyś troszkę nieudany epizod w modelingu, dlatego też pragnie tego samego dla swojej córki. Pilnuje jej diety, zmusza do biegania i ćwiczeń, zakazuje jeść słodyczy. Przez to ich relacja jest troszkę naderwana. Pewnego dnia do sąsiedztwa przeprowadza się Kacper. Tajemniczy chłopak, na którego od razu zwraca uwagę ruda Kamila. Jak można się domyślić losy tej dwójki się splotą.

       Bardzo podoba mi się poruszony problem niespełnionych ambicji rodziców, którzy zapominają że dziecko ma prawo do wybrania własnej ścieżki. To jest zdecydowanie mój ulubiony wątek w tej historii. Kamila nie boi postawić się matce, doskonale wie czego chce i uwielbia ptysie. ‘’Niepokorni’’ także w bardzo ładny sposób ukazują pierwsze zauroczenie, które bywa ogromną sinusoidą. Jednego dnia nasi bohaterowie nie mogą bez siebie żyć, by drugiego rozstawać się z poszarpanymi sercami. Książka jest okroszona typowym szkolnym życiem, a także nastoletnim slangiem (za którym ja już niestety nie nadążam).

       Jeżeli szukacie ciekawej książki dla swoich wchodzących w nastoletni okres życia dzieci to polecam. Tutaj nie ma wulgaryzmów, ostrych scen zbliżeń między nastolatkami, a nawet jeśli pojawiają się imprezy to są raczej opisane po Bożemu J . Czy moja stara dusza poczuła się młodo dzięki tej lekturze? Oj, tak. Dwie godzinki relaksu, a człowiek czuje się jakby troszkę lżej. Warto też zaznaczyć, że książka jest bardzo ładnie wydana, ma skrzydełka, a w środku przepiękną wklejkę. Polecam! 

za książkę do recenzji serdecznie dziękuję:

www.instagram.com/yaczytam 



sobota, 21 września 2019

Adriana Rak - Uwikłani - tom 1


Kiedy dźwigamy życiowy bagaż...



Tytuł: Uwikłani - Tom 1
Autor: Adriana Rak
Wydawnictwo: WasPos
Seria: Agata i Piotr
Moja ocena: 7,5/10

Dwoje zranionych przez życie ludzi, którzy chcą zapomnieć o tym, co było, chcą nauczyć się żyć od nowa, szukając drogi do szczęścia. Los niejednokrotnie wystawia ich na próbę pokazując, że to o czym się marzy nie zawsze jest osiągalne nawet wtedy, kiedy bardzo się tego chce.


Co spotka Agatę i Piotra? Czy kiedykolwiek wywalczą swoje prawo do szczęścia? Co kryje ich mroczna przeszłość? Na te i wiele innych pytań odpowie Wam pierwszy tom serii Uwikłani.

       Napisanie obyczajowej historii wydaje się prostym zajęciem. W końcu wystarczy dobrze wsłuchać się w to, co opowiada Ci najlepsza przyjaciółka o swoim nie zwracającym na nią mężu i już masz gotową historię do opisania. W Polsce więc ukazuje się coraz więcej powieści obyczajowych, nowi autorzy debiutują, a my Czytelnicy mamy co czytać. Wydawnictwo WasPos dało szansę młodej debiutantce – Adrianie Rak. Jej powieść ‘’Uwikłani, tom 1’’ już ukazała się na rynku, nie musicie się martwić, że coś pomyliliście. Teraz powieść wraca z poprawionymi błędami i nową szatą graficzną.


instagram: @miasto_atramentowych_slow

       Agata to młoda kobieta, której udało się jakoś poukładać swoje życie po nieszczęśliwym związku i wiążącymi się z jego rozpadem konsekwencjami. To skromna i nieśmiała dziewczyna, oczywiście lubiąca książki, która pewnego dnia w pracy poznaje Piotra. Początek ich znajomości jest uroczy i romantyczny, jednak szybko okazuje się, że zbudowanie relacji nie będzie wcale takie proste. Piotr skrywa swoje tajemnice, oboje stają się uwikłani w sieć uczucia, które między nimi powstaje. Jak można się domyślić naszych bohaterów czekają różne perypetie, a Czytelnik z pewnością nie będzie się nudził przerzucając kolejne karty tej historii.

       Od początku książki miałam wrażenie, jakbym oglądała kolejne Listy do M. Autorka prowadzi swoją historię w bardzo baśniowy sposób, pozbawiony raczej rozdrabniania się w szczegółach, dzięki czemu też przeskakujemy od jednego rozdziału do drugiego. Gwarantuje to szybką i lekką lekturę, co bardzo mocno kontrastuje z problemami, z którymi boryka się nasza dwójka bohaterów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, co nie zdarza się dosyć często w tego typu książkach. Jest to ogromny plus, bo już naprawdę mam dość rozterek głównych bohaterek, które rozpadają się na milion kawałeczków. Niestety minusem w tak obranej narracji ‘’Uwikłanych’’ jest skakanie pomiędzy myślami dwójki bohaterów. Narrator jest oczywiście wszechwiedzący, więc doskonale wie, co się dzieje w ich umysłach, jednak czasami takie lawirowanie wydawało mi się bardzo chaotyczne.

       Dzięki trzecioosobowej narracji mamy większe szanse na poznanie głównych bohaterów. I tutaj o ile jeszcze polubiłam Agatę, która jest taką dziewczyną z sąsiedztwa, tak Piotr już niekoniecznie przypadł mi do gustu. Pomijam fakt, że facet od lat tkwi w nieudanym małżeństwie. Ja uważam, że nie ma co się z kimś męczyć na siłę i oszukiwać wszystkich dookoła (a szczególnie dzieci, które na tym cierpią). Nie dogadujemy się to powinniśmy się rozstać. Niestety Piotr ma zupełnie inne zdanie i męczy się, mając nadzieję, że kiedyś żona w końcu go pokocha. Jeśli spotkałabym na drodze takiego mężczyznę jak on, to wiałabym gdzie pieprz rośnie. Kompletnie nie mój typ! I stwierdzam, że na mnie, czyli na korpulentną niską kobietę w ogóle nie zwróciłby uwagi. Dla niego ewidentnie najważniejszy jest wygląd zewnętrzny i tak też zwraca uwagę na kobietę. Dopiero potem widzi intelekt i osobowość. Niestety nie lubię mężczyzn, którzy tak się zachowują. Jest to bardzo krzywdzące i prostackie, dlatego też raczej z tym bohaterem się nie polubiliśmy. Mam nadzieję, że taki właśnie był zamiar autorki, by Piotr był właśnie tym gorszym (który być może w dalszych częściach przejdzie jakąś metamorfozę?). To też zaważyło na dalszym odbiorze tej historii. O ile jeszcze rozumiem uczucie, które wywiązało się między tą dwójką, tak ich często popełniane błędy i niedopowiedzenia uważam za delikatnie dziecinne. Piotr całkowicie wynosi Agatę na piedestał, w jego oczach nie ma ona żadnej skazy. Za to czytelnik widzi wszystkie wady Piotra, więc kontrast między tą dwójką jest w ten sposób bardziej widoczny.

       W ogólnym podsumowaniu cieszę się, że autorka nie boi się krzywdzić swoich bohaterów. Nie mają oni cukierkowego życia, a więc możemy w jakiś sposób się z nimi utożsamiać. Sam tytuł książki ‘’Uwikłani’’ udowadnia, że każdy z nas ma coś za uszami i nie zawsze jesteśmy tak cudownie czyści i bez skazy. Życie jest jakie jest, niestety nie wiemy co spotka nas na kolejnym zakręcie, ani w kim się zakochamy. Nigdy też nie poznamy w stu procentach osoby, w której się zakochamy. Czasami zdarzy się, że nasz oblubieniec będzie miał za sobą mroczną przeszłość, która niestety będzie się za nim ciągła. To do nas będzie więc należał wybór czy będziemy w stanie ten ciężar unieść, czy odpuścimy.

       Debiutancka powieść Adriany Rak to z pewnością ciekawe spojrzenie na ludzkie relacje i mimo wszystko jestem bardzo ciekawa dalszych losów Agaty i Piotra. Biorąc pod uwagę zakończenie tomu pierwszego – które moim zdaniem jest troszkę oklepane, ale rozumiem doskonale dlaczego autorka tak poprowadziła pewne wątki – kolejne części będą na pewno pełne emocji i z równym zaangażowaniem je przeczytam. Jeżeli więc lubicie niezobowiązujące historie obyczajowe takie na jeden haps, to polecam serdecznie. 


za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję:




środa, 17 lipca 2019

Małgorzata Radtke - Czerwony Lód

Kryminał z mrożonkami w tle. 


Tytuł: Czerwony Lód
Autor: Małgorzata Radtke
Wydawnictwo: WasPos
Seria: Szady
Moja ocena: 7,5/10

   Witaj w Pihonie, jednym z największych tego typu zakładów w Europie. Produkują tutaj mrożonki, takie, jakie możesz znaleźć w lodówkach w każdym supermarkecie. Mrożone owoce? Proszę bardzo. Warzywa? Nie ma problemu. Ofertę mają naprawdę sporą. Zakład pracy jak każdy inny tego typu: marne zarobki, nieelastyczny grafik pracy, nocne zmiany, warunki szkodliwe, a między pracownikami różnego rodzaju relacje. I mówiąc ‘’różnego rodzaju’’ mam na myśli wszelakie konstrukcje rodem z ‘’Mody na sukces’’. Wszystko fajnie pięknie do czasu pewnej nocy, gdy na podłodze jednej z hal zostaje znaleziona krew. I to całkiem sporo tej krwi. Ktoś ewidentnie się wykrwawił na śmierć. Sierżant Szadurski ma więc pełne ręce roboty: od ustalenia tożsamości ofiary, poprzez odnalezienie ciała, a na końcu ustalenie mordercy. Niby spokojny zakład pracy, a tu taka rewelacja…


       ‘’Czerwony lód’’ to lekki kryminał spod pióra młodej polskiej autorki Małgorzaty Radtke i trzeba przyznać, że jest to całkiem dobry debiut. Książkę czyta się naprawdę szybko, czego zasługą jest szybka akcja – bardzo podoba mi się, że wszystko jest wyważone, nic tu nie przekombinowano, a całość naprawdę ciekawi.

       Zainteresowałam się tą książką ze względu na opis. Sama kilka lat temu uwięziłam się właśnie w takim zakładzie pracy działającym w moim mieście. I choć na początku było fajnie, z czasem coraz bardziej zaczął mnie przytłaczać. Ogrom pracy, marny pieniądz, coraz większe wymagania, kierownictwo, które uważało nas pracowników za zwykłe robaki, system czterobrygadowy, nocne zmiany i każde święta w pracy. Gdy się tam zatrudniłam to wszystko nie było takim dużym problemem. Byłam młoda, nie miałam swojej rodziny ani chłopaka więc w zasadzie nie zależało mi, czy w sobotę idę na nockę, czy w Boże narodzenie na popołudniówkę. Dopiero po trzech latach zaczęłam się w tym zakładzie dusić. Jednak przez cały ten czas poznałam zarówno samo pojęcie produkcji, jak i podłość innych ludzi. Plotek po zakładzie nawet na mój temat chodziło tyle, że włos jeżył się na głowie. A jeśli chodzi o romanse między pracownikami, to było to na porządku dziennym. Każdy miał coś za uszami.

       Zacznę może od świetnego tła całej książki jakim jest właśnie zakład produkujący mrożonki. Nie wiem, czy autorka wylądowała kiedykolwiek na tego typu produkcji, ale opisy maszyn, miejsc, kolejnych hal i konstrukcja całej machiny jest tak bardzo realistycznie opisana, że jestem w szoku. Naprawdę czułam, jakbym tam była, a momentami miałam przebłyski, że jestem w swojej robocie. Kilka razy przez głowę przebiegła mi myśl, co by było gdyby takie morderstwo zdarzyło się u nas. Och, ile razy sobie wyobrażałam, że wrzucamy kierownika do pieca nie zliczę. Kiedy człowiek jest zmęczony, a oni jeszcze bardziej dobijają swoimi wymaganiami to różne rzeczy chodzą po głowie.

       Sierżant Szadurski, pseudonim Szady, to dojrzały mężczyzna bardzo lubiący pracę policjanta. Podoba mi się poprowadzenie akcji w pierwszoosobowej formie narracji. Dzięki temu widzimy wszystko jego oczami, jest nam więc trochę trudniej być czytelnikiem obiektywnym. Mamy tylko te informacje, które podsyła nam główny bohater. A trzeba przyznać, że intryga w książce jest dość mocno zapętlona i całe rozwiązanie nie jest takie proste i przyjemne jakbyśmy chcieli. Szadurski momentami bawił mnie do łez. Miałam wrażenie, że taka z niego trochę sierotka: tu się potknął, tam uderzył. Te momenty sprawiają, że książka momentami ma bardzo komiczny wydźwięk, dzięki czemu czytelnik nie tylko jest zajęty rozwiązywaniem zagadki morderstwa, ale także obserwuje liczne gagi z Szadym w roli glównej. Również dużym plusem jest to, że mamy tutaj także inne wątki, zaglądamy troszkę do życia sierżanta i to też sprawiło, że jako mężczyzna nie za bardzo mi się podoba. Jako policjant jest troszkę cwany i ma żelazne uczucia. To zdecydowanie nie jest mój typ.

       Jedyne, do czego mogę się przyczepić to kilka błędów językowych i ortograficznych, które zauważyłam po drodze. Mimo korekty nie zostały poprawione i czasami bolały w oczy. Ale jeśli ktoś czyta szybko, to może nawet nie zwróci na nie uwagi. Nie psują konstrukcji powieści, więc nie są aż takim wielkim minusem, no ale jednak są, więc warto byłoby się im bardziej przyjrzeć.

       Polecam tę książkę fanom lekkich kryminałów. Przy tej książce można się zrelaksować, troszkę pogłówkować i szczerze się pośmiać. Autorka ma bardzo lekkie pióro, widać, że kryminał ją fascynuje, bo potrafi się tym bawić. Myślę, że czytelnicy będą zadowoleni, szczególnie że sam tytuł książki jest bardzo pomysłowy. Odniosłam wrażenie, że troszkę tutaj inspiracji ‘’Morderstwem w Orient Ekspresie’’, co jest dowodem na to, że jest to kryminał napisany w starym, dobrym stylu bez udziwnień, upiększeń, z mnóstwem akcji i bardzo zaludnionym gruntem. Z chęcią więc sięgnę po kolejne przygody Szady’ego. Bardzo polecam kryminał z mrożonkami w tle. Następnym razem, gdy pójdę do Kauflanda po jakieś mrożone warzywka to z pewnością przypomnę sobie ‘’Czerwony lód’’.




niedziela, 14 lipca 2019

Martyna Senator - Z ciszy



‘’- Zaczekaj. – odwraca się i patrzy mi w oczy – Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?
Marszczy brwi.
- A jakie to ma znaczenie?
- Odpowiedz.
Zastanawia się chwilę,
- Skid Row I remember You – wyznaje w końcu.
Wyciągam z kieszeni telefon, wpisuję w wyszukiwarce tytuł i włączam piosenkę. Kiedy rozlegają się pierwsze dźwięki, pogłaśniam, a potem kładę smartfona na trawie i spoglądam na Zoję.
- Zatańczysz?’’




Tytuł: Z ciszy
Autor: Martyna Senator
Wydawnictwo: We need Ya
Seria: Z miłości
Moja ocena: 8,5/10

       ‘’Z miłości’’ to czterotomowa seria spod pióra młodej polskiej autorki – Martyny Senator. Już pierwszy tom ‘’Z popiołów’’ zachowany w klimacie new adult pokochały czytelniczki w całej Polsce. Każda kolejna książka była konkretnym dowodem, że w naszym kraju również można napisać ciekawe i wciągające historie o młodych ludziach i dla młodych ludzi. Poznaliśmy już losy Sary, Kaśki i Elzy. Teraz przyszedł czas na Zoję. I niestety będzie to nasze ostatnie spotkanie z tą serią.

       Kiedy przyszła do mnie przesyłka z książką nie posiadałam się z radości. Poprzednie części bardzo mi się podobały i byłam bardzo ciekawa, czym tym razem zaskoczy nas autorka. Przyzwyczaiłam się już do jej lekkiego pióra, podziału na rozdziały pisane na przemian z perspektywy chłopaka i dziewczyny, ciekawych bohaterów a także problemów, z którymi borykają się młodzi dorośli.
      
       W momencie, gdy poznajemy Zoję jest świeżo upieczoną maturzystką oczekującą na listę osób przyjętych na wymarzone studia weterynarii. Pracuje w studiu tatuażu, w wolnej chwili jest wolontariuszką w schronisku. To raczej skryta osoba, ostrożna w stosunku do innych, a już na pewno nie myśli o tym by randkować z nowo poznanymi facetami. Gdy w studiu zjawia się Filip przez chwilę udaje jej się trzymać zasad, ale zabawne przekomarzanie i upór chłopaka sprawiają że coraz bardziej zastanawia się nad skokiem na głęboką wodę. Jedno wiadomo na pewno: jeśli coś między nimi iskrzy to na pewno nie będzie łatwo, by ten płomień porządnie zapłonął. Już autorka się o to postara.

       Książki Martyny Senator to nie tylko słodziutkie historie o miłości. Mamy w nich wiele wątków pobocznych, które niestety jak czarne plamy zdarzają się na świecie. Autorka przyzwyczaiła swoich czytelników, że droga do miłości wcale nie jest usłana różami. Również ‘’Z ciszy’’ serwuje nam emocjonalny rollercoaster, w którym naprawdę wiele się dzieje! Bohaterowie nie są słodcy i pastelowi. Są namacalni, mają bardzo ludzkie problemy, boją się, kochają, pragną dobrego życia. Mimo, że są młodzi wyznają wartościowe zasady i mocno się ich trzymają. Jeśli błądzą to zawsze pojawia się ktoś, kto sprowadzi ich na dobrą drogę. To rozpala w czytelniku nadzieję, że ktoś na pewno jest nam pisany i na nas czeka.

       Ktoś, kto mówi, że można czytać tę serię w dowolnej kolejności to troszkę się myli. W ‘’Z ciszy’’ mamy delikatne spojlery dotyczące poprzednich książek, więc jeśli nie chcecie sobie psuć zabawy to lepiej czytajcie w kolejności. Ta książka porusza bardzo ważne tematy, takie jak: rodzina, wirus HIV, tabletka gwałtu, a także przemijanie. Zoja jest dziewczyną, którą troszkę trzeba poprowadzić za rękę, ale gdy zaufa to kocha całym sercem. Autorka tańczyła na moich emocjach jak tylko mogła. Sklejała moje serce i rozbijała je na nowo. Kiedy myślałam, że już nic więcej nie może się stać, dzieje się najgorsze. To, co spotyka Zoję odbiło się echem na mojej duszy. Najlepsze, że w ogóle się nie spodziewałam, gdzie Martyna Senator ją zaprowadzi. Gdybym była bohaterką jej książki z pewnością bym się obraziła. Nie wiem, czy jeden człowiek jest w stanie znieść tak wiele jeszcze w tak młodym wieku.

       Każda z czterech części ma swój urok i każdą kocham na swój sposób. Te książki otworzyły mi drzwi do polskich historii z gatunku new adult/young adult i w moim odczuciu w żaden sposób nie są gorsze od tych zagranicznych. Co z tego, że mamy tu polskie imiona i miejsca akcji? To jest piękne! Pielęgnujmy te nasze polskie Zośki, Kaśki i Maryśki. Dajmy im szansę! Jeśli więc lubicie książki z tego gatunku, musicie spróbować przeczytać książki Martyny Senator. Gwarantuję, że wciągniecie się na maksa!

       ‘’Z ciszy’’ udowodniła, że seria ‘’Z miłości’’ jest warta uwagi. Pełno w niej pięknych cytatów i choć nie jestem do końca pewna, by młodzi ludzie byli gotowi na tak poważne deklaracje, jestem w stanie to kupić. Filip totalnie skradł moje serducho i jest jedną z moich ulubionych męskich postaci w tym gatunku. Jeśli chcecie go poznać, musicie zajrzeć do książki!

 za egzemplarz do recenzji dziękuję:



czwartek, 27 czerwca 2019

Izabela M. Krasińska - Najlepsza przyjaciółka


Gdy przyjaźń staje się toksyczna... 



Tytuł: Najlepsza Przyjaciółka
Autor: Izabela M. Krasińska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Moja ocena: 8,5/10

       O przyjaźni pięknie rzekł Arystoteles: ,,Przyjaciel – jedna dusza w dwóch ciałach.’’ Samotny człowiek nie jest nic wart. Zawsze potrzebujemy drugiego człowieka. Bratniej duszy. Powiernika sekretów. Kogoś, kto nas wysłucha, wesprze dobrą radą, albo czasami zwyczajnie opieprzy.
       Będąc dzieckiem łatwiej zawiera się przyjaźnie. Człowiek jest bardziej ufny, beztroski, świat ma o wiele więcej barw. Czy pamiętasz swoją przyjaciółkę? Tą, z którą wymieniłaś/eś się bransoletką przyjaźni? Czy ta znajomość przetrwała próbę czasu?
       Najlepsza przyjaciółka to skarb. Pod warunkiem, że nie zaczyna kontrolować naszego życia

       Izabelę M. Krasińską poznałam już jakiś czas temu, gdy przeczytałam ‘’Pod skrzydłami miłości’’, z cyklu o tym samym tytule. Styl pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu, jej obyczajowa historia pełna była wspaniałych słów przez które bardzo miło się płynęło. Dlatego też wiedziałam, że prędzej, czy później sięgnę po jej inne książki. ‘’Najlepsza przyjaciółka’’ zainteresowała mnie już jakiś czas temu. Intrygujący opis, przepiękna okładka i tytuł, który wydawał się być biletem do intrygującej historii sprawiły, że sięgnęłam po tę powieść prędzej. I muszę przyznać, że już dawno polska proza nie wzbudziła we mnie aż tylu różnych emocji.

       ‘’Najlepsza przyjaciółka’’ to powieść, o której można powiedzieć, że ‘’na dwoje babka wróżyła’’. Już w krótkim prologu zostajemy zbombardowani, widzimy, że dzieje się tutaj prawdziwe życiowe zło, dostajemy konsekwencję scenariusza, a nie mechanizm, który doprowadził do konsekwencji. Można powiedzieć, że prolog jest także pewnego rodzaju epilogiem. Uwielbiam, gdy autorzy stosują taki zabieg: już na wstępie zostajemy zachęceni do dalszego czytania, by poznać początki owego Zła. I tutaj są dwie możliwości: albo całość będzie ze sobą współgrać i dostaniemy naprawdę solidną powieść obyczajową, albo autor poleci po najprostszej linii oporu i prolog będzie najlepszym z całej książki. Jak było w tym przypadku?

       Joanna ma bardzo stabilne życie: pracuje jako fryzjerka i naprawdę doskonale spełnia się w zawodzie, który również był jej pasją. Ma wspaniałego chłopaka Jakuba, z którym mieszka, a ich znajomość trwa już cztery lata. Co prawda ma dość specyficznych rodziców, którzy troszkę chowali ją pod kloszem, ale gdy Asia dorosła zaczęła sama uparcie decydować o swoim życiu. Jej kolejnym marzeniem jest wycieczka do Francji, a pierwszym krokiem do jego spełnienia jest zapisanie się na kurs języka francuskiego. Tam, na prywatnych popołudniowych zajęciach poznaje Elwirę, nieco wycofaną i cichą kobietę, która zrządzeniem losu staje się nie tylko partnerką na lekcjach, ale także przyjaciółką. Zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, co odbija się na relacji Joanny z Jakubem. Wkrótce Elwira zaczyna zajmować ważniejsze miejsce w życiu Asi, jednak ich przyjaźń zaczyna wymykać się spod kontroli…

       Pierwsze, co muszę napisać: gratuluję autorce wykreowania tak strasznie naiwnej i głupiej bohaterki, jaką jest Joanna. O mój Boże. Stworzenie takiej kreacji postaci jest na pewno trudnym zadaniem. Nie dość, że trzeba ją cały czas prowadzić za rączkę to jest tak podatna na różne wpływy, że życie kołysze nią jak wiatr chorągiewką. Naprawdę kłaniam się w pas, bo autorka stworzyła Joannę bardzo konsekwentnie, wiedziała, że czytelnik raczej nie zapała do niej sympatią, a czytając kolejne rozdziały książki będzie się co chwila łapał za głowę jak można mieć takie klapki na oczach?

        Kompletnym przeciwieństwem jest Elwira. Dla Joanny jest troszkę zamkniętą w sobie, wycofaną i cichą kobietą, a dla czytelnika otwartą księgą. Między kolejnymi rozdziałami autorka wplata fragmenty pamiętnika Elwiry, które prowadzi od dzieciństwa, więc poznajemy ją bardzo dobrze. Kontrast pomiędzy tymi bohaterkami jest tak fantastycznie zarysowany, że człowiek się dziwi jak w ogóle takie dwie osoby mogą się ze sobą zaprzyjaźnić. Wiadomo, że życie pisze różne scenariusze więc wszystko jest jak najbardziej możliwe.

       Książkę czyta się powoli, jak na tego rodzaju obyczajówkę. Izabela M. Krasińska stara się przedstawić swoje postaci bardzo szczegółowo i realistycznie, dzięki czemu mamy nieźle wykreowane portrety psychologiczne. Bardzo podoba mi się kameralność tej książki, bo tak naprawdę mamy trzy główne postaci i kilka pobocznych, na które tak naprawdę nie zwraca się uwagi. Narrator trzecioosobowy lawiruje pomiędzy głową Joanny i myślami jej partnera Jakuba, ale tempo narracji jest powolne – nie jest to jedna z tych książek, przez które się płynie. Długie opisy, urywki wspomnień, rozmyślania bohaterów troszkę spowalniają czytanie. Moim skromnym zdaniem nie jest to minusem książki – bardzo się cieszę, że mogłam dogłębnie poznać bohaterów, dzięki temu obserwowanie tego, jak zmieniają się relacje między nimi było naprawdę fascynujące. Wspomnę też tutaj o ostatnich scenach, które dla mnie były przygnębiające i gdyby nie było tak gorąco a moje oczy kompletnie wysuszone – to pewnie uroniłabym łzę.

       Bardzo przyjemnie czytało mi się tę książkę i mimo, że znam ten scenariusz z kilku filmów to i tak nie mogłam się oderwać. Izabela M. Krasińska to kolejna polska autorka, którą bardzo lubię i myślę, że również z resztą jej książek będę chciała się zapoznać. Jej pióro potrafi utkać fantastyczną historię obyczajową, a literatura kobieca jest ostatnio moim ulubionym gatunkiem.  Po takiej książce i głupiutkim toku rozumowania głównej bohaterki człowiek uświadamia sobie, że wiedzie w miarę stabilne życie. Bardzo często zastanawiałam się, jak Jakub mógł z nią tyle wytrzymać. Ale jak to mówią: miłość jest ślepa.

       Książka ląduje na półce moich ulubionych książek z literatury kobiecej. Te i inne książki z tego gatunku znajdziecie na: www.selkar.pl J




czwartek, 20 czerwca 2019

Adriana Locke - Zapisane w bliznach


O bliznach, których nie widać gołym okiem... 



Tytuł: Zapisane w bliznach
Autor: Adriana Locke
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Moja ocena: 7,5/10

‘’Blizna nie bolała go od 19 lat’’… Yyy… Nie, to nie ta książka. Dzisiaj nie opowiem Wam o młodziutkim czarodzieju z blizną na czole, a o bliznach ukrytych głęboko w sercach i duszach ludzi, którzy na co dzień żyją obok nas.

‘’Zapisane w bliznach’’ to druga (po ‘’Poświęceniu’’) powieść Adriany Locke wydana w Polsce, jednakże to moje pierwsze spotkanie z autorką. Bardzo chciałam poznać tę historię, bo ufam wydawnictwu Szósty Zmysł i wiem, że byle czego to raczej by nie wydali. Nastawiłam się raczej pozytywnie i w ramach relaksu po całym dniu zabawy z moją dwumiesięczną córeczką zasiadłam do lektury. Szukałam tu powieści kobiecej, z nutką pikanterii. Czy znalazłam?

Siniaki znikają. Blizny pozostają jako świadectwo tego, że się żyło. Walczyło. Kochało. Łatwo jest się zakochać. Z kolei odkochanie to najtrudniejsza rzecz na świecie.

Bardzo mnie ucieszyło, że wreszcie mam w rękach losy dorosłych ludzi. Nie szczeniaków, którzy dopiero się poznają, gdzie powieść skończy się tandetnym i oklepanym ślubem. Elin i Ty już są małżeństwem, które przez kłody rzucane przez los zostaje wystawione na poważną próbę. Mimo, że nie było rozwodu po jednej z kłótni Ty po prostu trzasnął drzwiami i zniknął Elin z oczu. Jednym z głównych powodów tego stanu rzeczy jest fakt, że bardzo długie starania o dziecko nie przynoszą efektów. Do tego Ty miał poważny wypadek w pracy, co też odbiło się zarówno na jego zdrowiu, jak i stanie finansowym. Te trzy sprawy powiązane ze sobą tak mocno tak bardzo zakorzeniły się w umysłach naszej dwójki bohaterów, że jako małżeństwo nie byli w stanie sobie poradzić. Po długim czasie ich drogi jednak ponownie się splatają, a Adriana Locke stawia pytanie: czy niektóre blizny są w stanie się zagoić?

Wydawać by się mogło, że tak oklepany schemat znamy już na pamięć: nie mogą mieć dzieci, zdradzają się, rozstają. Zbliżenia stają się przykrym obowiązkiem, zanika pasja, seks staje się być wynikiem odpowiedniej pory cyklu i temperatury ciała. Pragnienie dziecka jest tak silne, że zaburza wszystkie dobre relacje pomiędzy partnerami. Nie inaczej jest pomiędzy Elin i Ty’em.

Początkowo choć historia tej dwójki bardzo mnie zainteresowała, ciężko było mi się wkręcić ze względu na styl pisania autorki. Być może nie pomagał fakt, że zostajemy wrzuceni w sam środek konfliktu. Widzimy konsekwencje, a nie mechanizm w jaki do tego doszło. Dlatego początkowo ciężko się w tę książkę wgryźć, bo dramat tworzy pewnego rodzaju chaos. Ciężko też ocenić bohaterów, bo złe emocje troszkę rozmywają ich prawdziwe ja. W którymś jednak momencie coś wskakuje na odpowiednie miejsce i autorka jest w stanie zaciekawić czytelnika na tyle, by dotrwał do końca. Mimo, że przeczułam zakończenie, ciekawa byłam jak do tego dojdzie.

Teraz, gdy sama jestem mamą rozumiem o wiele więcej. Wiem, jak trudno budować związek, jak dbać o to by relacja była czysta, wiem, że życie bywa brutalne i niesprawiedliwe. Na kartach tej książki jest wiele wątków: od miłości przez przyjaźń, małżeństwo, macierzyństwo. To historia, w której dzieje się bardzo dużo złego, ale autorka odpowiednio dba by przez tę szarą mgłę przebijały promienie słońca.

Szukałam w tej książce odrobiny kobiecości posypanej nutką pikanterii. I muszę przyznać, że patrzeć na dwoje tak dobrze znających się ludzi było równie fascynującym odkrywaniem kart, co tych bohaterów którzy dopiero się poznają. To napięcie między Elin i Ty’em wywoływało odpowiednie emocje. Jestem w stanie przyznać, że sceny zbliżeń między nimi były tak samo gorące jak blaszka świeżo wyjęta z nagrzanego pieca. Są w tej książce momenty, gdy autentyczny rumieniec wylewa się na twarz.

Oczywiście, że są minusy. Elin. Mimo mojego całego zrozumienia sytuacji, główna bohaterka tej książki czasami zachowuje się bardzo dziecinnie. Miałam wrażenie, że przez to dialogi między małżeństwem bywają drętwe, lub za bardzo sztuczne. Czasami też ich monologi nie do końca mi pasowały. Wiem, że autorka chciała w ten sposób przekazać jak najwięcej wartości, ale wątpię by w sytuacji zagrożenia bohaterowie byli w stanie wymawiać takie poematy. Te dwie rzeczy to takie mankamenty całej historii, która mimo wszystko gdzieś tam mnie wciągnęła i zapewniła kilka miłych wieczorów przy winie.


 za egzemplarz do recenzji dziękuję: