wtorek, 19 września 2017

RECENZJA: Annika Sharma - Żona mimo woli



Tytuł: Żona mimo woli
Autor: Annika Sharma
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
PREMIERA: 08.08.3017
Ocena CathVanDerMorgan: 7/10


Nithja to poukładana dziewczyna, z dobrej rodziny, która z dumą kontempluje hinduskie zwyczaje pomimo tego, że w poszukiwaniu za chlebem wyruszyli do Ameryki. Nawet żyjąc w Pensylwanii przestrzegają odpowiednich zasad, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Nasza główna bohaterka ma dwadzieścia jeden lat, jej największym marzeniem jest zostać lekarzem, dlatego w pocie czoła haruje by mieć jak najlepsze stopnie. Zdaje się, że wszystko ma poukładane do momentu, gdy na ostatnim roku z college poznaje Jamesa, cudownego mężczyznę o zielonych oczach, który niczym rycerz ratując damę z opresji wkracza w jej życie z mocnym przytupem. Od tej pory Nithja staje przed nie lada wyborem, wszystko, co do tej pory znała i czym się kierowała ulega zachwianiu. Czy dla Jamesa będzie gotowa zrezygnować z własnej rodziny?

Na początku powiem, że spodziewałam się po tej książce czegoś zupełnie innego. Sądziłam, że w tej lekkiej obyczajowej powieści spotkam coś więcej, może jakąś nutę dramatu, albo coś w tym stylu – będąc młodą dziewczyną przeczytałam ‘Spaloną żywcem’ i tak jakoś Indie nie kojarzą mi się ze zbyt szczęśliwymi klimatami. Tutaj natomiast mamy spokojną historię opowiadaną z perspektywy młodziutkiej jeszcze dziewczyny, która powiedzmy dopiero zaczyna żyć pełną piersią. Wszystko, co do tej pory uznawała za główne wartości życia zostaje niebezpiecznie zachwiane bowiem jej rodzina żyje w świecie aranżowanych małżeństw, które zawierane są ze względu na dobrobyt a nie na miłość. Nithja zostaje przez swoje życie wystawiona na próbę, która przypominała mi bardzo historię Pocahontas. Musicie wiedzieć, że Pocahontas to moja ulubiona disnejowska animacja, chyba jedyna, która nie kończy się bezpośrednim happy Endem. Zarówno tu, jak i w mojej ukochanej bajcie mamy zderzenie dwóch róznych kultur, gdzie los drwiącym śmiechem decyduje za nas. Obie te kobiety mają ze sobą wiele wspólnego, ponieważ od ich obu oczekuje się między innymi podporządkowania do zasad i reguł obowiązujących w ich świecie. Obie także wychodzą poza nawias, podążając za głosem serca. I obie, ciemnoskóre, zakochują się w białym mężczyźnie.

‘Żona mimo woli’ to powolne rozważanie i balansowanie pomiędzy kontrastami ukazanymi przez autorkę. Mamy dwie rodziny tak bardzo różne od siebie, a jednocześnie podobne. Rodzina Nithji to przede wszystkim miłość, bezinteresowność i ogromne wsparcie. Wydają się być niesamowicie szczęśliwi tylko (albo aż) dlatego że mają siebie nawzajem. Na kartach tej powieści poznajemy zarys hinduskiej kultury, a więc będziemy uczestniczyć w typowym weselu, gdzie nowożeńców wybiera rodzina, a sami zainteresowani poznają się dopiero podczas ceremonii zaślubin. Nieraz założymy suri, a także zjemy ziemniaczane curry. Towarzyszymy głownej bohaterce, gdy jej życie w tak krótkim czasie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, kibicujemy jej, w powolnym tempie zmierzając do końca powieści. Tak jak mówię, to nie jest to, czego się spodziewałam, miałam nadzieję chociażby na jakieś spektakularne dramatyczne zakończenie, nie wiem, spadającą bombę albo coś, ale po zamknięciu tej książki doszłam do wniosku, że chyba nie o to tutaj chodziło. Miejscami ta powieść się wlecze i przypomina operę mydlaną w stylu Wspaniałego Stulecia – kręcimy się w kółko – college, dom, college, dom – chwilami akcja przyspiesza, wtedy mamy nadzieje na jakieś wielkie bum, ale zostajemy wyprowadzeni w pole. Tak samo właśnie zakończenie, niby coś sugerujące ale nadal otwarte, tak jakbyśmy my sami mieli zadecydować czy iść za tym co mówi nam głosik w głowie, czy może podążyć za głosem serca. Muszę też pomarudzić na główną bohaterkę, która czasami naprawdę mocno mnie irytowała aż miałam nią ochotę potrząsnąć. Innym razem biłam jej brawo dlatego, że pomimo wszelkich pokus pozostała wierna swoim zasadom i nie dała się wykoleić ze swojego własnego ja.


Powieść sama w sobie jest lekka, ot na jeden wolny wieczór, taka na jeden raz. Próżno tu szukać zawiłej akcji, zagadek do rozwiązania czy jakiejś antyutopijnej apokalipsy. Dostajemy spokojną opowieść w klimacie New Adult o potędze uczucia, które może wszystko. Potem ewentualnie ma się ochotę na gorącą czekoladę i jakiś bollywodzki film. 


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz