wtorek, 7 listopada 2017

Nina Reichter - LOVE Line


'Gdy spotkasz kogoś, w kim mógłbyś się zakochać - wiesz o tym od razu'



Tytuł: LOVE Line
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
MOJA OCENA: 8/10 ********


Od momentu, gdy przeczytałam ostatnie słowo w trylogii ‘Ostatnia Spowiedź’ minęło kilka ładnych lat. Wtedy, niesiona kompletnie innymi wyobrażeniami dorosłego życia i miłości zaczytywałam się w książkach o Ally i Bradinie, krzycząc, tupiąc i nieraz wzdychając do kolejnych rozdziałów opowieści. Dzięki tej historii Nina Reichter do tej pory znajduje się w czołowej piątce moich ulubionych polskich pisarzy.

Dlatego też w momencie, gdy zobaczyłam zapowiedź jej nadchodzącej nowej powieści zatytułowanej ‘LOVE Line’ wiedziałam, że muszę ją dorwać jak najszybciej. To tak, jakbym po długiej minucie pod wodą wreszcie mogła zaczerpnąć tlenu.

Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to przemiana warsztatu, jakim włada autorka. To taka trochę przemiana raczkującej gąsienicy w pięknego motyla. LOVE Line to już nie jest książka w stylu Young Adult, ale dorosła, dojrzała i przede wszystkim inteligentna książka. Mamy w niej dorosłych bohaterów, prawdziwe życiowe problemy i miłość, która nie jest łatwa. Zaskoczył mnie też temat. Temat podrywu. Przecież w dobie Tindera i innych tego typu portali to jest po prostu takie… codzienne!

To opowieść o dorosłych ludziach, a więc takich którzy mają na swoich plecach już jakiś bagaż doświadczeń i można by powiedzieć, że są może za starzy na to by spotkać oszałamiające uczucie. Ale szczerze? Nie sądzę, żeby wiek miał coś z tym wspólnego. Jak mamy kogoś ważnego dla nas spotkać to stanie się to nawet w wieku 80 lat. Ale może trochę o fabule i żeby nie zdradzać Wam za dużo podeprę się troszkę notką od wydawcy:

Matt Hansen to bardzo przystojny młody mężczyzna, którego powołaniem w życiu jest bycie psychologiem – konkretnie zajmuje się doradzaniem kobietom co zrobić, by znaleźć dobrego partnera i zbudować z nim wspaniały związek. Matt po mojemu jest tak zwanym trenerem podrywu, ale takim dobrym trenerem podrywu, który wręcz próbuje ochronić kobiety przed złymi zagrywkami złych mężczyzn. Jeśli chodzi o trening podrywu to nawet idzie znaleźć na polskim YouTube filmiki o tym, jak podrywać, czego nie robić itd. i szczerze powiedziawszy kiedyś sama namiętnie oglądałam kanał Anny Szlęzak, kodując sobie głęboko w pamięci jej rady. Dziś na szczęście już tego nie potrzebuję, ale wtedy jej słowa uważałam za niesamowicie cenne. Kimś takim właśnie jest Matt, tyle że jego głównym środkiem komunikacji z kobietami jest radio, w którym właśnie prowadzi audycję LOVE Line. Kobiety dzwonią do radia, zadają pytania a on na nie odpowiada.

Oczywiście, jak to bywa w życiu Matt spotyka Bethany. I to jest dość ciekawe, bo nasi główni bohaterowie poznają się na siedem lat przed tym właściwym czasem akcji książki – cała linia fabularna rozgrywa się właśnie siedem lat później od momentu ich pierwszego spotkania. Akcja książki dzieje się w Nowym Jorku, a sam prolog ma miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Jestem sobie w stanie wyobrazić cudowne i nastrojowe światła miasta, które nigdy nie śpi w klimacie tych cudownych świąt, podczas których dzieje się tyle cudów. Siedem lat później wszystko jest wywrócone do góry nogami, Bethany jest zdradzoną kobietą, w trakcie rozwodu, wygląda na to, że jej córka woli swoją przyszłą macochę, Beth jest także dziennikarką luksusowego magazynu dla kobiet, ale pisanie do niego artykułów raczej nie przynosi jej satysfakcji. Matt natomiast dalej bawi się w doradcę i jak możemy się domyślić ich drogi ponownie się krzyżują. Bethany ma szansę zyskać awans, ale żeby to zrobić musi napisać właśnie artykuł o trenerach podrywu, a Matt krążący w tym temacie może jej pomóc. Czy po siedmiu latach znów może pojawić się między nimi feeling? Czy to niezwykłe spotkanie z kimś z przeszłości to tylko i wyłącznie czysto zawodowa relacja?

Ta powieść jest przede wszystkim bardzo kobieca. Nie raz nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak mężczyźni (kobiety też żeby nie było) potrafią manipulować, potrafią mówić to co chcemy usłyszeć tylko dla własnego celu (często wiadomo jakiego – żeby zaciągnąć kogoś do łóżka). Każdy człowiek potrzebuje miłości, a nie czarujmy się kobiety są o wiele bardziej naiwne i niestety często jesteśmy świadkami, gdy nawet nasza najbliższa przyjaciółka zalewając się łzami szlocha w nasze ramię ‘ten i ten to dupek, a ja myślałam, że to miłość!’.

Nina Reichter w bardzo dojrzały sposób próbuje nam zwrócić uwagę, że miłość to nie tylko schemat i zachowanie się wobec określonego wzoru. Niestety, to nie matematyka, często nie jesteśmy w stanie przewidzieć reakcji drugiej osoby właśnie dlatego, że każdy z nas jest inny.

LOVE Line to nie tylko powieść obyczajowa, to także nutka dramatu, czasami nawet powiedziałabym że delikatnie okraszony poradnik dla kobiet, by były bardziej pewne siebie, silniejsze i by znały swoją wartość, co często jest zachwiane przez media które karmią nas obrazkami szczupłych dam, które mają na czole napisane ‘rozmiar S’. Sama, czytając te książkę uśmiechałam się pod nosem uświadamiając sobie swoje błędy. Zaznaczyłam sobie nawet kilka ważniejszych momentów, bo bardzo podoba mi się budowanie relacji pomiędzy bohaterami, to jak bardzo mają wszystko pokomplikowane i jak bardzo skomplikowana staje się ich znajomość – nic nie jest oczywiste.

I to też jest fajne, bo autorka zgrabnie operując narracją z dwóch perspektyw nie od razu daje nam wszystko na tacy, a wraz z biegiem fabuły odkrywamy kolejne karty i poznajemy tajemnice oraz strachy naszych bohaterów. Zgodzę się, że momentami troszeczkę wieje nudą a to za sprawą opisów, które dla mnie są bardzo ważne i naprawdę warto przez nie przebrnąć. Przez to książka faktycznie momentami zwalnia, ale dla mnie jest to plus, bo mogłam z bohaterami spędzić więcej czasu i poznać ich psychologię o wiele głębiej. To nie jest książka przez którą przefrunie się w pięć minut, nie! Momentami się zatrzymałam zastanawiając się nad pewnymi aspektami. I to jest cenne. Tekst daje do myślenia!

Dwójka bohaterów jest genialnie wykreowana, są tacy z krwi i  z kości, mają wady, zalety czyli to co lubię w budowaniu bohaterów, a jak jeszcze jest ich dwójka i to tak genialnie napisana to już w ogóle jestem w niebie! Beth pod pozą królowej lodu i kobiety biznesu skrywa tak naprawdę swoje największe pragnienia. Nie mówi na głos, ale ja wiem i wszyscy wiedzą, że przede wszystkim pragnie miłości. Dotyku. Mężczyzny, przy którym może się budzić czując się bezpieczną i kochaną. Matt to gość, który niby ma wszystko poukładane, ale gdzieś tam się pogubił. Momentami im współczujemy, innym razem mamy ochotę ich kopnąć w tyłek żeby zaczęli trochę inaczej postępować i to jest fajne, bo opowieść Niny wzbudza naprawdę całą paletę przeróżnych emocji.

Końcówka, to już na pewno wiecie. Pocisk. Masakra. Dramat. I gdzie jest druga część ja się pytam?! Pewnie z rok trzeba będzie poczekać. Ale spoko – zawsze będzie pretekst, by przeczytać te książkę jeszcze raz. Muszę też dodać, że niesamowicie podoba mi się wydanie tej książki. W ogóle książki Niny są piękne. A ta okładka… ech. Polecam tę książkę czytać podczas świąt! Wtedy nastrojowe światła choinki i playlista, którą możecie znaleźć na końcu książki z pewnością zagwarantują Wam odjazd i będziecie chcieli więcej.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję słomce, Wydawnictwu Novae Res i autorce Ninie Reichter   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz