środa, 22 listopada 2017

Premierowo: CINDER - Marissa Meyer - Saga Księżycowa

SAGA KSIĘŻYCOWA TOM 1: CINDER

AUTOR: MARISSA MEYER




Tytuł: CINDER
Seria: Saga Księżycowa - TOM 1
Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
MOJA OCENA: 9/10 *********

Słyszeliście kiedyś o Kopciuszku z mechaniczną stopą?


Cinder to pierwsza część bestsellerowej Sagi Księżycowej, która za oceanem zrobiła prawdziwą furorę. U nas próbowano już tę serię wydać, ale wówczas Wydawnictwo Egmont, które tym się zajmowało przerwało w połowie. I właśnie wtedy miałam tę przyjemność, by czytać tę książkę pierwszy raz. Już wówczas wiedziałam, że jest to lektura niesamowicie wciągająca, a teraz, gdy Papierowy Księżyc podjął się wznowienia tych książek, jestem im ogromnie wdzięczna. Bo mimo, że jestem już starsza, mam swoje czytelnicze wymagania to wiedziałam, że ponowne spotkanie z Cinder będzie świetną zabawą!

W odległej przyszłości po Czwartej Wojnie Światowej świat wygląda zupełnie inaczej od tego, który znamy dziś. Wszystko o wiele bardziej oparte jest na technologii, a nowoczesna mechanika symbolizuje ten nowy porządek na Ziemi. W Nowym Pekinie mieszka Cinder, młoda dziewczyna, mechaniczka, cyborg, będąca pod stałym nadzorem swojej bezdusznej macochy. W skutek nieszczęśliwego zbiegu wydarzeń jedna z jej przyrodnich sióstr zostaje zarażona plagą, która rozprzestrzenia się po kraju. Cinder zostaje o to oskarżona, a sytuacji nie poprawia fakt, że w międzyczasie poznaje także księcia, w którym chyba zaczyna się zakochiwać.

Już od pierwszej strony powieść wciąga swoim klimatem, nietuzinkową główną bohaterką, świetnie zbudowanym alternatywnym światem i tym przeczuciem, że kiedyś Ziemię faktycznie zamieszkają cyborgi i androidy, a człowiek będzie sobie swobodnie podróżował na Księżyc. Cinder jest także taką bohaterką, do której człowiek z miejsca się przywiązuje i mimo iż znamy standardową historię Kopciuszka i widać tutaj te odniesienia to i tak śledzimy jej losy nie raz obgryzając paznokcie. Nie jest ona typową księżniczką, ma w sobie cechy wojowniczki. Jest inteligentna, bystra, i przede wszystkim mimo mechanicznej stopy bardzo ludzka.

Moją ulubioną postacią obok Cinder jest oczywiście książę Kai. To nie rozpieszczony bachor, który ma wszystko czego zapragnie. Nie. To mądry mężczyzna, który podejmuje świadome decyzje a to sprawia, że ma serce na właściwym miejscu. Ma wszystkie dobre cechy, które czynią go godnym następcy tronu i wcale się nie dziwię, że dziewczyny za nim szaleją. Relacja, która nawiązuje się między nim a Cinder jest szczera, jest prawdziwa, przede wszystkim naturalna. Jest ta chemia, którą tworzą tylko i wyłącznie gdy są na scenie razem.

Powieść jest prowadzona w trzecioosobowej narracji, więc czytelnik ma wgląd na akcję z różnych punktów widzenia. A te momenty, w których jesteśmy w pałacu cesarza naprawdę budzą napięcie. W tej książce jest wiele elementów, które czarują: dziewczyna, która jest popychadłem, książę, który jest prawdziwym ciasteczkiem, zła macocha, a także zła królowa, i obie te panie toczą walkę o najgorszą małpę tej powieści. Mamy tu i intrygę i tajemnicę, przechadzamy się po pałacu, naprawiamy różne rzeczy narzędziami o których dziewczyny raczej nie mają pojęcia, naszym najlepszym przyjacielem jest android, szukamy też zaginionej księżniczki, opłakujemy śmierć bliskiej osoby, ze zgrozą odkrywamy swoją przeszłość, idziemy na bal, a także ze zgrozą obserwujemy że szykuje się kolejna wojna.

Lekkie pióro pani Meyer cieszy oko. Widać, że dużo czasu poświęciła pracując nad tą historią chociażby dla wymyślenia wszystkich tych nazw, które nadają temu światu odpowiednich kształtów. Czyta się to wszystko naprawdę miło, z radością przewracając kolejne kartki. Tempo narracji także jest przystępne, dlatego po tę książkę mogą też sięgnąć młodsi nie bojąc się, że nudne rozdziały będą jak tabletki nasenne. Nic podobnego! Tak naprawdę nigdy nie wiemy, co się wydarzy i jaki twist zaserwuje nam autorka.

Połączenie fantasy, szczypty dystopii oraz tej bajkowości znanej nam z dzieciństwa to strzał w dziesiątkę. Te sentymentalne odniesienia sprawiły że znowu byłam nastoletnią dziewczynką wierzącą, że mój książę któregoś dnia się zjawi (co prawda się zjawił, ale to inna historia). I chociaż czasami możemy się domyślić, co takiego się stanie i co tak naprawdę ma do zrobienia Cinder, to i tak bardzo miło się to czyta. To naprawdę fajny retelling oprawiony w nowe kolory, posypany szczyptą zupełnie innej, nie znanej braciom Grimm magii.


Ja mam tylko nadzieję, że morał pozostanie ten sam: że prawdziwa miłość pokona wszelkie przeszkody.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję:



zdjęcie pochodzi z instagrama: @miastoatramentowychslow



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz