środa, 21 lutego 2018

Dominika van Eijkelenborg - TKANKI [recenzja książki]


Tytuł: Tkanki
Autor: Dominika van Eijkelenborg
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
MOJA OCENA: 8/10 ********


Historia tej powieści zaczyna się w momencie tragicznego wypadku samochodowego, mającego miejsce z nocy 31 grudnia na 1 stycznia. W samochodzie było troje młodych ludzi, w tym Finya, która niestety w tym wypadku ginie. Jednocześnie poznajemy Evie, u której zostaje wykryta dość poważna wada serca, uniemożliwiająca jej normalne funkcjonowanie. Stan zdrowia dziewczyny pogarsza się na tyle, że konieczny będzie przeszczep. W końcu znajduje się dawca, Evie dostaje nowe serce, może teraz poznać życie od tej strony, od którego go jeszcze nie znała. Niby wszystko wydaje się w porządku, ale matka dziewczyny staje się zaniepokojona zmianami jakie zaszły w córce. Kot, który spał z Evie nagle się jej boi, dziewczyna, która lubiła pastelowe kolory nagle ubiera się w te raczej krzykliwe, stanowczo oddala się od matki. Z jednej strony może to być sygnał nastoletniego buntu, którego Evie nie miała do tej pory okazji poznać. Jednak jej matka nie daje się uspokoić, zaczyna ją bardziej obserwować i na własną rękę rozpoczyna poszukiwania dawcy serca jej córki. Czy mogłoby być prawdą, że wraz z sercem Evie zyskała także cechy charakteru swojego dawcy? A jeśli tak, to jaki wpływ będzie to miało na jej życie?

Autorką ‘Tkanek’ jest Polka mieszkająca w Holandii i to właśnie tam toczy się akcja powieści. I pewnie szybko bym po tę książkę nie sięgnęła, ale zaintrygowała mnie recenzja Czytacza, a sam jakby opis książki zrobił swoje. Ostatnio sięgam raczej po książki młodzieżowe, od czasu do czasu czytam jednak coś z innych gatunków. I chociaż nie nazwałabym tej powieści thrillerem takim z krwi i kości, to muszę przyznać, że trzymała mnie w napięciu. Wydawać by się mogło, że temat transplantacji i jej konsekwencji wcale nie musiał mnie zainteresować, ale już od pierwszej strony czułam, że to książka dla mnie. Pobudziła moją wyobraźnię, ruszyła szare komórki, a przede wszystkim wzbudziła chęć szukania informacji i innych tego typu historii.

Jaka jest definicja książki dla mnie? Otóż musi mnie wciągnąć. A tu już od pierwszej strony czułam ten ewidentny magnez, który przykleił mi tę powieść do ręki i kazał czytać, dopóki nie skończę. Świetne portrety bohaterów, szpitalne tło, tragedia, zagadka i to coś, czego nie może dostrzec ludzkie oko, co medycyna dopiero odkrywa. Coś co nie jest namacalne, a wzbudza tak wielkie emocje, że drętwieją nogi. Bo czy jest możliwe, że faktycznie wraz z jakimś organem przejmujemy także cechy charakteru jej poprzedniego właściciela? To tylko teoria, ale jak się okazuje prawdziwa.

To, co w tej książce zachwyciło mnie najbardziej oprócz tematu, to narracja, która jest bardzo rytmiczna, jednocześnie podzielona między różnych bohaterów powieści. To sprawia, że możemy poznać o wiele więcej szczegółów całej historii, wejść w portrety psychologiczne nie tylko Evie i jej matki, ale także postaci drugoplanowych, które jak się okazuje odgrywają nie mniej istotną rolę w całej konstrukcji. Nadaje to całej książce wiarygodności, która jeszcze bardziej pobudza do czytania.

Pierwszy niepokój i strach o córkę sprawia, że obraz więzi Chantal i Evie wydawać by się mógł nierozerwalny. Bo kto, jak nie matka zna swoje dziecko najlepiej? I nawet nie pomaga to, że każdy próbuje ją uspokoić, Chantal uparcie trzyma się swojego zdania. Nie daje się zwieźć na proste ‘Evie jest nastolatką, pozwól jej żyć’, ale na własną rękę zaczyna szukać informacji, które mogłyby jej pomóc rozwikłać zagadkę zmiany w charakterze córki. Śledztwo Chantal jest fascynującym fundamentem całej powieści. Jej determinacja świadczy o wielkiej miłości do córki.

Również charakter Evie i jej postać wzbudzały we mnie spore emocje. W dzieciństwie spokojna, powściągliwa i chorowita, po przeszczepie zmieniła się nie do poznania. Nie musiałam być jej matką, żeby to zauważyć, a to dobrze świadczy o autorce, która świetnie nakreśliła tę przemianę. Mogę się założyć, że nad postacią Evie spędziła najwięcej czasu, żeby dodać tej postaci autentyczności w tej całej zmianie. I muszę przyznać, że to się udało.

Bardzo ciekawiło mnie zakończenie powieści. Nigdy nie czytałam książki o podobnym zagadnieniu, ale wiedziałam, że wszystko zmierza do rozwikłania zagadki. I gdy większość puzzli trafiło już na swoje miejsce zastanawiałam się, czy będzie w tym coś jeszcze. Oj, było. Gdy losy pewnych postaci splatają się ponownie i opada wielki mur tajemnicy okazuje się, że teoria tkankowa istnieje naprawdę, a zagadnienie to nie tylko fascynuje ale także w jakiś sposób przeraża.

Nie nazwałabym ‘Tkanek’ thrillerem, ale dramatem z elementami thrillera. Ta książka wciąga, fascynuje i dostarcza naprawdę wielu, wielu emocji. Spokojnie polecam ją nie tylko fanom powieści medycznych, ale także wszystkim, którzy lubią dreszczyk emocji i historię obyczajową, która pochłania bez reszty. Poznajcie losy Evie i Finyi, które tak bardzo różne, mają ze sobą wiele wspólnego.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece i również podkreślam, że ta powieść jest nie tylko dla kobiet. Panowie, spokojnie możecie po nią sięgnąć. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz