wtorek, 12 marca 2019

Jan Philipp Sendker - Sztuka słyszenia bicia serca


Jakie są oblicza miłości?



Tytuł: Sztuka słyszenia bicia serca
Autor: Jan-Philipp Sendker
Wydawnictwo: FILIA
Moja ocena: 8/10

       
Najważniejsza książka o bezwarunkowej miłości ostatnich dziesięcioleci.
Jedna z najgłośniejszych powieści o miłości ostatnich dekad.
Ta książka to najwspanialszy literacki hołd na cześć miłości.
Światowy bestseller przetłumaczony na 35 języków!


      Kiedy Wydawca już z daleka krzyczy do Ciebie, że oto przed Tobą stoi najpiękniejsza książka o bezwarunkowej miłości, głośny tytuł przetłumaczony na ileśtam języków, a do tego okładka świeci na kilometr i przyciąga wzrok swoim pięknem, normalnym jest, że prędzej czy później sięgniesz po tę książkę. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, nawet, gdy tekst posiadało jeszcze Wydawnictwo Amber. Nigdy nazwisko autora nie rzuciło mi się w oczy, a za swoją najważniejszą powieść o miłości wszechczasów uważałam dotąd ''Wichrowe Wzgórza'' - zajmujące pierwsze miejsce, niezmiennie od lat. 

       Pochlebne recenzje książki, płynące od moich najbardziej zaufanych ludzi z Blogosfery tylko przekonały mnie, że ta książka to dobry zakup i strzał w dziesiątkę. I być może otwierając paczkę od Czytam.pl widzę przed swoimi oczami powieść roku, która zawładnie moim sercem, która wreszcie mnie wzruszy i skruszy troszkę lodu w moim sercu. Miałam nadzieję na iście czytelniczą ucztę, bo przecież wszyscy tak się zachwycają i w ogóle... 
       Tak naprawdę to zostałam z niczym.


       Autor bardzo lekko wprowadza nas do swojej powieści za pomocą Julii, starającej się odnaleźć swojego ojca. Są to poszukiwania naprawdę trudne, bo dziewczyna musiała polecieć aż na drugi kontynent, by dowiedzieć się, co stało się z jej bliskim, który pewnego dnia po prostu wyszedł z domu i nie wrócił. Ciekawą rzeczą jest, że to matka dziewczyny nakierowała ją właśnie na trop ojca, którego losy rozpoczynają się w okolicach Birmy i Kalkuty, gdzie spędził swoją młodość. Młoda Julia to tak naprawdę narzędzie dla autora, bezcenny element, którego uszy przeprowadzą nas przez trudną historię młodzieńczej, bezwarunkowej miłości. 

       Poznając historię Tin Wina czułam jakieś emocje, ale to zdecydowanie za mało, żebym osiągnęła efekt WOW. Dawno temu w swoim czytelniczym życiu, niemalże na jednym wydechu pochłonęłam inną powieść. ''Dzwony'' Richarda Harvella - historia o chłopcu, który miał niesamowity słuch, przepiękny głos, co doprowadziło go do utraty męskości. Te dwie powieści wydały mi się tak bardzo do siebie podobne, zarówno tematem jak i klimatem! Czytając ''Sztuka słyszenia bicia serca'' niemalże czułam na sobie oddech tamtej powieści, która tak bardzo wryła mi się w pamięć, że mogę spokojnie nazwać ją jedną z najważniejszych w moim życiu.

       Tin Win, uznany przez swoją matkę za przeklęte dziecko, pewnego dnia niedługo po śmierci ojca zostaje przez nią porzucony. Przygarnia go inna kobieta, która niegdyś straciła swoje dziecko, czuje wielką potrzebę zaopiekowania się małym chłopcem. Tin Win pewnego dnia traci wzrok, nikt zupełnie nie rozumie, dlaczego tak mogło się stać, odtąd chłopiec będzie poznawał świat wszystkimi innymi zmysłami. W ten sposób poznaje pewną dziewczynkę, również kalekę, która od urodzenia ma krzywe stopy i porusza się na czworaka. Między tą dwójką rodzi się niesamowita więź, tak często podkreślana przez autora - takiej więzi ze świecą szukać po całym świecie, a nie znajdzie się drugiej takiej samej. Na wskutek wielu wydarzeń i życiowych zawiłości miłość między tą dwójką, choć nigdy nie wygasa, skazana jest na odległość. Tin Win wyjeżdża, żeni się z inną kobietą, lecz w jego sercu na zawsze pobrzmiewają echa Birmy i tej miłości, którą tam pozostawi.

       Owszem, książka może i jest piękna, ale nie nazwałabym jej najważniejszą powieścią o miłości. Wiadomo, że życie rządzi się różnymi prawami. Dwoje ludzi się spotyka i wszystko dzieje się samo. Tutaj najważniejszą istotą jest fakt, iż zakochują się w sobie osoby uznane w jakiś sposób za margines społeczny, a tworzące wspólnie coś nad wyraz pięknego. Autor skupia się przede wszystkim na losach głównych bohaterów, więc w całej książce nie znajdziemy dłuższych opisów Birmy, czy okolic, które mogłyby nadać powieści o wiele bardziej magicznego kształtu. Wszak dla nas to zupełnie odrębna kultura, religia, zupełnie inny świat. Wydaje mi się, że gdyby tę książkę napisała kobieta, to faktycznie czytałabym ją trzymając w dłoni chusteczkę. Niestety panowie nie mają tendencji do zbytniego rozlewania uczuć i koloryzowania relacji między bohaterami, dlatego też miłość między Tin Winem i Mi Mi pozostawiła mi lekki niedosyt. Czekałam na jakiekolwiek wzruszenie, czy emocję która ruszy jakąś strunę w moim sercu, ale niestety się nie doczekałam.

       Powieść jest króciutka, liczy zaledwie 300 stron, więc czyta się ją bardzo szybko i tak jak napisałam wyżej autor wprowadza nas w jej świat z niesamowitą lekkością. Postać Julii, czyli córki Tin Wina traktuje po macoszemu, robiąc z niej narzędzie do poznania tej opowieści zarówno przez nią jak i czytelnika. Widać jej wielką miłość do ojca, silną więź między nimi, jednakże to wszystko, co tak naprawdę o niej wiemy. Również sam tytuł książki jest wielką zagadką, dopóki nie wtopimy się w czeluści umysłu Tin Wina. Często zdarza się, że poznawanie świata opieramy tylko i wyłącznie na oczach, zapominając o tym że mamy też inne zmysły. Tutaj autor podkreśla, że wzrok to nie wszystko i oczy bardzo często mogą kłamać. Wszak jak często oceniamy kogoś po wyglądzie, czy też książkę po okładce? No właśnie. Podejrzewam, że gdyby nie ta piękna oprawa to być może nigdy nie sięgnęłabym po tę powieść.

       Czy ją polecam? Hm, jeżeli macie ochotę poznać historię niesamowitej więzi między dwójką ludzi - to tak. Jeśli natomiast nastawiacie się na wielką literacką ucztę, pełną niezapomnianych wrażeń, to radzę ostudzić emocje. Chyba, że faktycznie to wszystko to kwestia mojego lodowatego serca, które naprawdę trudno wzruszyć. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz