czwartek, 1 marca 2018

A miało być tak pięknie... Present Perfect.





Tytuł: Present Perfect
Autor: Alison G. Bailey
Wydawnictwo: Niezwykłe
MOJA OCENA: 5/10 *****



Amanda i Noah urodzili się tego samego dnia i nawet jeśli urodzili się w innych salach, oddzieleni ścianą to nic nie stanęło na przeszkodzie, by się zaprzyjaźnili. Od małego dzielili ze sobą te dobre i złe chwile, dorastali razem, chodzili do szkoły razem, ciasto czekoladowe jedli razem, w zasadzie wiele rzeczy robili razem. Również wszystkie pierwsze razy przeżywali wspólnie – jazda na rowerze, pierwsza wizyta na wesołym miasteczku, pierwsza wizyta w kinie, pierwsze dni w szkole. Byli nierozłączni, choć koleżanki Amandy mówiły, że to dziwne i że chłopak i dziewczyna nie powinni się przyjaźnić. W końcu nasi bohaterowie dorastają, Amanda nabiera kobiecych krągłości, za Noah zaczynają uganiać się dziewczyny ze szkoły. W ten sposób również Amanda zaczyna patrzeć na swojego przyjaciela inaczej, ale ona żyjąc w cieniu swojej idealnej siostry czuje się niewystarczająco dobra, by Noah mógł być z nią szczęśliwy. I tak zaczyna się pełna perypetii miłosnych powieść, która mnie wielokrotnie wkurzała, a zachowanie głównej bohaterki często sprawiało, że miałam ochotę tę książkę wyrzucić przez okno.

To kolejna książka Wydawnictwa Niezwykłe, która wpadła mi w ręce i niestety jest tą najsłabszą. Spodziewałam się fajnego young adult, które mnie odmóżdży, z którym miło spędzę czas, ale tak się nie stało. I to wszystko przez główną bohaterkę, bo o ile jeszcze historię friendzone zakorzenionego już w pierwszych chwilach życia jestem w stanie przeżyć i zrozumieć, tak główni bohaterowie strasznie mnie wkurzali.

Amanda i Noah. Więź nierozerwalna, para wręcz idealna. Wszyscy to widzą dookoła, jak pożerają się wzrokiem, jak działają na siebie, a mimo to nasza główna bohaterka nie jest w stanie tego zrozumieć. Mimo, iż chłopak cały czas jej powtarza że ją kocha i chciałby z nią ułożyć sobie życie. Amanda ze względu na swoje kompleksy go odpycha, czym powoduje lawinę kolejnych wydarzeń. Noah zaczyna umawiać się z innymi dziewczynami, czym wprowadza Amandę w stan prawdziwej histerii. Tylko skoro tak jej na nim zależy, to dlaczego zwyczajnie mu tego nie powie?

Problem leży w jej psychice. Wychowana w cieniu idealnej siostry, non stop nękana przez rodziców wielkim jak neon pytaniem: ‘Dlaczego nie możesz być jak Emily?’, Amanda ma się za niewystarczająco dobrą. Nie widzi swoich zalet, patrzy na siebie bardzo krytycznym okiem i to niestety jest bardzo dobry przykład na to, że przez błąd rodzice głęboko zakorzenili w niej niskie poczucie wartości. Dlatego też starałam się ją zrozumieć, kiedy odepchnęła od siebie miłość Noah. Chciała go ochronić. Rozumiem to doskonale. Przeszkadzało mi jednak to, że rozważaliśmy to wszystko przez ¾ książki. I przez tyle czasu nienawidziłam tej postaci z całego serca.

W pewnym momencie czułam, jakby mnie ktoś wrzucił w jakąś wyjątkowo monotonną i ciągnącą się w nieskończoność telenowelę. Ani trochę nie pomagało to, że historia przedstawiona jest z perspektywy Amandy. Jej rozważania, tok myślenia miejscami był niesamowicie żałosny. Szczególnie w tym okresie, gdy była nastolatką. Bo musicie wiedzieć, że w tych 400 stronach mamy powieść, drogę, w której widzimy życie tych dwojga od momentu narodzin aż do dorosłych lat w collegu. Noah i Amanda grają pierwsze skrzypce. Są najlepiej zarysowanymi postaciami, bo reszta drugoplanowych została potraktowana po macoszemu, są zaledwie muśnięci jedną cechą charakteru po to, żeby byli. Styl pisania autorki też jakoś mnie nie powalił, choć myślę, że tworząc taką postać jak Amanda nie mogła po prostu w pełni zaprezentować swoich pisarskich umiejętności. Książka jest napisana przyzwoicie, ale czytałam lepsze.

A potem, kiedy już sądziłam, że znam zakończenie i zmarnowałam te kilka godzin czytając tę książkę, dzieje się coś, co zwala mnie z nóg. I tu mam wrażenie, że autorka unosi brwi i patrzy na mnie ze złośliwym uśmieszkiem w stylu ‘myślałaś, że już wszystko wiesz?’. Bo już sądzimy, że będzie cukierkowy happy end, lecz niestety autorka wywraca wszystko do góry nogami. I choć wyczuwam tu silną inspirację ‘Gwiazd naszych wina’ to muszę przyznać, że kompletnie się tego nie spodziewałam i końcówka naprawdę mnie pochłonęła.

Autorka zgrabnie chce nam przekazać, że w życiu nie wszystko jest tak jak sobie zaplanujemy. Nie możemy stawiać granic, bo los i tak sprawi, że prędzej czy później je przekroczymy. I skoro gramy w dobre karty i mamy szansę na prawdziwe szczęście dlaczego odwracamy się i je zwyczajnie ignorujemy? Czasami trzeba schować godność w buty i spróbować czegoś. Bo ja wychodzę z założenia że lepiej żałować że się coś zrobiło, niż żałować, że się tego nie zrobiło. 

 za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz