wtorek, 20 stycznia 2015

RECENZJA #2: REMIGIUSZ MRÓZ - TURKUSOWE SZALE

RECENZJA #2:

REMIGIUSZ MRÓZ - TURKUSOWE SZALE 




Tytuł: Turkusowe Szale
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Bellona
Data Premiery: 08.08.2014
Ocena na Lubimy Czytać: 8/10
Ocena CathVanDerMorgan: 8/10



Polskie lotnictwo na Zachodzie to nie tylko Dywizjon 303.

"Turkusowe szale" to powieść sensacyjna, której fabuła opiera się na
rzeczywistych wspomnieniach, dokumentach, oraz wydarzeniach związanych z
307 Dywizjonem Nocnym Myśliwskim „Lwowskich Puchaczy”.



Polacy patrolują brytyjskie niebo po zmroku, za dnia zmagając się z
szeregiem problemów – aklimatyzacją pośród "herbaciarzy", przestarzałymi
samolotami, brakiem zaufania i… barierami językowymi utrudniającymi
podrywanie Brytyjek w rozlicznych pubach. Ich maszyny nazywane są
latającymi trumnami, ale mimo to Polacy niczego nie pragną bardziej, niż
wzbić się w przestworza i zetrzeć z wrogiem.
RAF jednak nie pali się do tego, by dać im szansę. Podczas gdy koledzy
strącają niemieckie messerschmitty i dorniery, Lwowskie Puchacze siedzą
bezczynnie, zaś ich szeregi topnieją.
Do czasu…



Jeden z Polaków bierze sprawy w swoje ręce, a niedługo potem dywizjon
zostaje rzucony w wir walki. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie
fakt, że w szeregach Trzysta Siódmego ukrywa się szpieg…




       Dlaczego z polskimi autorami jest mi zupełnie nie po drodze? Czy to przez potop amerykańskiej beletrystyki z piekła rodem? A może dlatego, że ci zagraniczni autorzy wydają mi się tacy bardziej cool i że czytanie ich jest bardziej 'modne', niż słowa naszych rodzimych pisarzy?

       Wstyd, wstyd!

       Na pomoc przybył mi Remigiusz Mróz, niczym przystojny pilot w eleganckim mundurze, pilotujący najlepszą maszynę powietrzną. Do 'Turkusowych Szali' podeszłam kręcąc nosem, bo przecież w tej książce nie spotkam ani wampirów, ani mdłego trójkąta miłosnego, ani irytującej głównej bohaterki wprowadzającej się do nowego miasta/szkoły... Aż wstyd się przyznawać, że przez ostatni rok tylko takie powieści przepływały przez mój umysł. Powiedziałam: dość! A Mróz postanowił udowodnić mi, że polscy pisarze też są godni uwagi. Czy mu się udało?

       'Turkusowe Szale' to powieść sensacyjno-przygodowa osadzona w realiach II wojny światowej. Akcja rozgrywa się głównie na wyspach brytyjskich, nad cudownym kanałem La Manche, do którego ja, totalnie zakochana w Anglii, pałam szczególną miłością. Powieść liczy sobie 500 stron podzielonych na kilka rozdziałów, których akcja rozprzestrzenia się w latach 1940-1942. Brzmi ciężko, bo przecież jestem kobietą. Nigdy nie interesowałam się samolotami, pilotami (chyba, że od telewizora, ale tylko w piątkowy wieczór), a tematyka II wojny światowej wydawała mi się zbyt trudna i bolesna. Sięgając po 'Turkusowe Szale' obawiałam się więc, że powieść nie przypadnie mi do gustu. Bałam się, że autor nafaszeruje ją zbyt długimi, nudnymi hasłami związanymi z historią, rozległymi opisami miejsc, albo (o, zgrozo!) zasypie mnie tysiącami pojęć i nazw, których nie będę w stanie zapamiętać i nie nadążę za tym, by czegoś się o nich dowiedzieć. Nic bardziej mylnego! Owszem, musiałam się zaopatrzyć w encyklopedię, żeby ogarnąć parę terminów i nie być na bakier, ale bez przesady!




       307 Dywizjon Myśliwski Nocny, zwany inaczej 'Lwowskimi Puchaczami' to jednostka Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Utworzona 24 sierpnia 1940r w Blackpool . Znaki szczególne: turkusowy jedwabny szalik z wyhaftowaną odznaką dywizjonu  (zamiast samolotu, puchacz trzyma w szponach butelkę koniaku) i mottem "Semper Fidelis" (motto występuje w herbie Lwowa). (źródło: Wikipedia).




       Felix Essker (Lucky) i Leon Merowski (Merowing) to piloci 307 Dywizjonu Myśliwskiego, a przede wszystkim dwaj główni bohaterowie powieści 'Turkusowe Szale'. Dywizjon ten jest pechowy, niczym Bella ze Zmierzchu... Doprawdy: nie dość, że muszą działać w nocy (w nocy zupełnie nic nie widać, więc jak tu zestrzelić paru Niemców?!), zesłani do Exeter, krainy sztywnych jak kołek herbaciarzy (których Polacy nienawidzą i vice versa - przy czym ta nienawiść jest naprawdę gorąca i namiętna), do tego wszystkiego muszą latać na prawdziwych gruchotach, często żartobliwie (a może na serio) nazywanych 'latającymi trumnami'. Innymi słowy: Dywizjon traktowany, jak piąte koło u wozu, totalny koniec łańcucha pokarmowego. Nikt się nimi nie interesuje, nikt ich nie chce, muszą radzić sobie sami. RAF, czyli Royal Air Force, Brytyjskie Siły Powietrzne nie śpieszy się, by dać im jakieś bardziej odpowiedzialne zadanie. Muszą więc latać w nocy i modlić się, by jakiemuś Niemcowi przypadkiem zechciało się polatać pod atramentowym sklepieniem. Tu by chłopaki chcieli postrzelać, pobawić się w berka, ale niestety nie jest im dane. Na domiar wszystkiego, istna wisienka na torcie, bo otóż, Panie i Panowie, do umysłów naszych pilotów dociera brutalna myśl: w Dywizjonie pojawił się Szpieg. Tajemniczy Szpieg, który wie o każdym ich ruchu, chodzi za nimi jak cień i jest tak sprytny, że nie można go uchwycić...





       Fabuła zapowiada się zachęcająco. Bo gdy czytam, że w powieści pojawia się 'szpieg' lub 'tajemniczy czarny charakter', mój mózg (jak w przypadku 'Zaginionej Dziewczyny') przestawia się na inne trybiki, które pracując w pocie czoła próbuje odnaleźć winowajcę. Często bowiem zdarza się, że autor bądź autorka podrzuca nam jak na tacy pewne wskazówki, rozwiązania, których być może nie widać na pierwszy rzut oka, ale są cenne, by wytropić tego złego. Tutaj miałam poważny problem.

       Na początku dość trudno było mi się wbić w klimat powieści. Nie chodzi mi tutaj o warsztat, bo Mróz naprawdę fantastycznie pisze. Literatura wojenna to coś, po co sięgam wyjątkowo rzadko. Zanim przyswoiłam sobie te wszystkie nazwy, pseudonimy i informacje naprawdę zajęło mi sporo czasu. Toteż pierwszy rozdział (który swoją drogą ciągnie się przez całkiem sporą część książki) dłużył mi się stanowczo za długo. Jedyne, co podtrzymywało mnie przed utonięciem były przekomarzanki między Leonem a Felixem, doprawdy ich więź była głównym światełkiem w tunelu...

       Jednakże! Nim się obejrzałam, byłam w połowie. Nie wiem kiedy, a skończyłam tę książkę. A to oznacza jedno: wciągnęłam się. Tak, po bolesnym rozdziale pierwszym coś we mnie zaskoczyło i poddałam się, niecierpliwie przerzucając kolejne strony. Towarzyszyła mi przy tym ciekawość i napięcie, których nie mogłam uciszyć. Chciałam wiedzieć więcej i więcej, żeby odkryć, kto w końcu jest tym złym! Boże! Jak ja się cieszę, że się nie poddałam! 

       Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, z perspektywy różnych bohaterów. Jest to świetne posunięcie, ja naprawdę jestem przemęczona narracją pierwszoosobową, której autorką często jest nastolatka o wyolbrzymionych problemach. Ale co ja porównuję?! Trzecioosobowa narracja to jeden z większych plusów 'Turkusowych Szali'. Możemy obserwować wydarzenia z różnych perspektyw, poznać myśli innych bohaterów, z utęsknieniem czekać na powrót wątku naszego ulubieńca - w moim przypadku zdecydowanie Felixa Esskera. Jego rozdziały wzbudzały moją ciekawość, chociaż jego postać bardzo długo pracowała na to, żeby zyskać moją sympatię.

       Felix Essker z początku wydał mi się dość chaotyczną osobowością, postacią pełną sprzeczności. Arogancki i zbyt pewny siebie, przy tym pełen ironicznego poczucia humoru. Dopiero wraz z biegiem akcji jego postać nabrała odpowiedniego tonu i okazał się człowiekiem z klasą. Inteligentny, często ryzykujący życiem, świetny pilot z bardzo otwartym umysłem, szybko myślący w sytuacjach zagrożenia. Remigiusz Mróz fantastycznie rozbudował tę postać, nadając jej ciekawy kształt, co ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Felix Essker to bardzo dobra postać, zapadająca w pamięć, a przede wszystkim sympatyczna. Powstała między nami więź, choć troszkę to trwało. Może dlatego, że ja też mam dość wybuchowy charakter?

        Również Leon Merowski, przyjaciel Felixa zyskał moją sympatię, choć w pewnym momencie podejrzewałam go o najgorsze... Więź między tym dwojgiem, fantastycznie zarysowana, sprawiająca wrażenie zupełnie nie \rozerwalnej to więź o której wielu z nas marzy. Dobrze, że w sytuacji prawdziwego zagrożenia, gdy walczymy na śmierć i życie istnieje ktoś, kto w razie czego rzuci jakimś rozładowującym napięcie tekstem. Szczery, zabawny, a do tego doskonale rozumiejący Felixa. Wystarczyło, że Leon spojrzy na swojego kompana i już wie, o czym tamten myśli. Coś pięknego, mieć taką bratnią duszę!

       Jeśli chodzi o damskie postaci, to nie mamy tutaj za dużego pola do popisu. O wiele bardziej przypadła mi do gustu Mary Ann, niż Aileen (mimo, że ta druga to doprawdy kobieta stateczna, nie znosząca sprzeciwu). Mary Ann, choć jej rola jest dość mała, wręcz gościnna można powiedzieć, zapada w pamięć. Do \prawdy, gdyby nie ona to śmiem twierdzić, że Felix jeszcze długo nie wyplątałby się z pewnej sytuacji. Wielka szkoda, że ta postać pojawiła się na tak krótko. To naprawdę świetna kobieta, odważna, twardo stąpająca po ziemi. Zapada głęboko w pamięć, może właśnie dlatego, że błysnęła tylko na sekundę. 

       Bardzo podobają mi się przekomarzanki między Polakami a Brytyjczykami (czy sztywnymi herbaciarzami, jak zwali ich nasi). Polacy beznamiętnie przekręcają język angielski - ich 'hoł du ju du' powala na kolana. Bawią się, cieszą życiem, czego Brytyjczycy nie mogą znieść i na co patrzą z przymrużeniem oka. No naprawdę, angielskie maniery, czy tradycyjne picie herbaty wydają się nudną symfonią w porównaniu z hulankami urządzanymi przez naszych. Co jak co, ale Polacy naprawdę umieją się bawić. Nawet, jeśli nad nimi wiszą czarne chmury w postaci wojny. To stawia ich w naturalnym świetle, autor ukazuje swoje postaci jako postaci prawdziwe, pełne wad i zalet, popełniających błędy. Możemy się z nimi utożsamić, są nam bliscy jak starzy przyjaciele ukryci w czeluściach zakurzonego pamiętnika. 

       W powieści widać także ogromny patriotyzm. Miłość do kraju, za który warto walczyć. W końcu biały orzeł i biało-czerwona flaga to powód do dumy, choć w naszych czasach, co jest przykre trochę o to zapomniano. Zapomnieliśmy, że nasi dziadkowie walczyli o wolność, którą teraz niestety marnujemy. Niszczymy kraj, za który przelano niewinną krew. Może warto byłoby się zatrzymać i trochę to przemyśleć? Czy ofiara naszych przodków ma pójść na marne?

       Podsumowując: 'Turkusowe Szale' to świetna powieść przygodowa. Mamy tutaj wiele powietrznych scen, na które warto zwrócić uwagę. Są naprawdę bombowe! Szeroka gama bohaterów nie pozwoli nam się nudzić, a kilka twistów, które serwuje nam autor sprawi, że nie będziemy mogli się oderwać od lektury, a może nawet spadniemy z krzesła. Nie znajdziecie tutaj szerokachnych opisów, powieść ma swoje tempo bazując głownie na dialogach. Często przypominał mi się film 'Pearl Harbor' (2001) z Benem Affleckiem w roli głównej i cudowną muzyką Hansa Zimmera. Dzięki temu mogłam sobie lepiej wyobrazić nasze powietrzne sceny!

       Polecam Wam tę książkę serdecznie, nie tylko Panom, ale także damskiej publiczności. Nie bójcie się, moje drogie Panie. Może nie czytałam tej powieści z wypiekami na twarzy, ale z pewnością na długo zapadnie mi w pamięci właśnie dlatego, że jest tak inna od tego, co zazwyczaj czytam. Już nie mogę się doczekać, by sięgnąć po inne książki tego autora.

       Czy był to więc dobry powrót do Zamku Polskiej Beletrystyki? Myślę, że tak. Remigiusz Mróz to ciekawy autor, godny uwagi, ale mamy przecież mnóstwo innych równie dobrych pisarzy. Czy polecacie któregoś z nich? Dajcie znać.

        Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję:

        - Anicie z kanału Book Reviews by Anita
        - panu Remigiuszowi Mrozowi
        - oraz Wydawnictwu Bellona




       Zapraszam Was także na mój kanał na YouTubie - CathVanDerMorgan, na który pojawi się troszeczkę skrócona, filmowa wersja recenzji.
       
       Dziękuję bardzo za przeczytanie mojej recenzji. 
       Pozdrawiam, Cath. 
       

5 komentarzy:

  1. przecudowny blog, wspaniale piszesz
    zapraszam do mnie
    www.zakladkaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka nie w moim typie, choć recenzja ciekawa :)
    Widzę, że ty również niedawno rozpoczęłaś blogowanie, więc powodzenia :) Zapraszam do mnie :)
    http://be-here-now-and-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama muszę przyznać, że rzadko sięgam po rodzimych pisarzy.
    II wojna światowa-już samo to wystarczy żebym sięgnęła po tą książkę.
    Recenzja dobra, ale radzę powiększyć litery, bo w pewnym momencie są za małe...przynajmniej dla mnie :)
    Powodzenia w blogowaniu.

    http://zapach-stron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie czytam :) I chociaż nie przepadam za książkami z wojną w tle - też się wciągam :)

    OdpowiedzUsuń