Tytuł: List z przeszłości
Autor: Mairi Wilson
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
PREMIERA: 12.10.2017
Ocena CathVanDerMorgan: 5/10
Umiera Twoja niania, która zapisuje na Ciebie spadek. Musisz
uporządkować jej sprawy, między innymi te, które zostawiła po sobie w Malawi.
Odwiedzasz jej dom, a tam odkrywasz sekret. Sekret, który rozprzestrzenia się
na trzy pokolenia. Sekret, którego odkrycie będzie cię kosztowało dużo stresu,
nerwów. Wyruszasz dzięki temu w podróż poprzez dwa kontynenty. Zapnij pasy bo
razem z Lexy czeka Cię niesamowicie dużo wrażeń, a przede wszystkim odkryjesz
kim naprawdę jesteś i gdzie należysz.
Rodzinna historia, której korzenie sięgają trzeciego
pokolenia. Czy nie brzmi to kusząco? Owszem. Jednak, czy ta opowieść jest
dobra?
Alexis jest dojrzałą dorosłą kobietą, która w jednym czasie
musi się zmierzyć ze śmiercią matki a także swojej niani. List Urszuli wywraca
jej życie do góry nogami. Zdeterminowana staje na głowie, by odkryć tajemnicę
swojej rodziny. Nie jest to lekka opowieść, jest skomplikowana. Na początku
niesamowicie się zgubiłam i przez pierwsze dwieście stron musiałam się bardzo
skupić żeby zrozumieć kto jest kto. Naprawdę, przez tę książkę przewija się
mnóstwo postaci i imion często podobnych do siebie, co utrudniało mi czytanie.
Na początku powinno być umieszczone jakieś drzewo genealogiczne ze szczegółowym
opisem kto jest kto.
Pierwsza połowa to wyjątkowo trudna gra w szachy, której
wygranie przyprawia o zawrót głowy. Przez to też książka straciła w moich
oczach, bo historia jest dobra, ale według mnie troszeczkę źle napisana. Między
kartami przewijają się tytułowe listy, które wzbudzają ciekawość, ale główna
bohaterka wykazuje małą wrażliwość, co bardzo mnie irytowało. Nie jest to
postać, z którą mogłabym się napić kawy. Czasami jej rozumowanie wydawało mi
się śmieszne, a to że miejscami zachowywała się jak mała dziewczynka – mam tu
na myśli jej wizyty w szpitalu u starszej, schorowanej kobiety na którą nawet
potrafiła krzyknąć, tupając przy tym nogą, żeby tylko wydobyć informacje – to
jeszcze utwierdzało mnie w przekonaniu że nie jest to postać przez którą
powinna być poprawiona narracja. A skoro o tym mowa.
Język i tempo książki są powolne, bo odkrywamy kolejne
elementy układanki w bardzo bardzo żółwim tempie. Zabrakło mi afrykańskich
krajobrazów – a przecież wyruszamy do Afryki. Nie raz czyta się książki, które
żyją w naszej głowie – są tak świetnie skonstruowane – a tutaj naprawdę
męczyłam się z czytaniem. Przez co wiem, że nie jest to powieść lekka na jeden
wieczór – trzeba się skupić żeby poukładać sobie w głowie co się właściwie
dzieje. Narracja biegnie dwutorowo – współcześnie i w latach czterdziestych i
dla mnie największym plusem jest właśnie to, co dzieje się trzy pokolenia
wcześniej. Ten wątek naprawdę ciekawie się czytało, bo wiadomo nie musieliśmy
niczego odkrywać, układać – historia po prostu się toczyła do przodu. A jest to
historia trzech przyjaciółek bardzo różnych od siebie, ale bardzo zżytych ze
sobą. Ich dramatyczne losy śledziłam z zapartym tchem. A pakt milczenia, który
zawarły między sobą tylko umocnij moją wiarę w siłę przyjaźni.
Komu polecam tę książkę? Komuś kto lubi czytać o sagach
rodzinnych rozgrywających się na przestrzeni lat. Komuś, kto lubi odkrywać
tajemnice przyprawione leniwym biegiem akcji. Mnie się podobała średnio, ale
dla ostatnich pięćdziesięciu stron nawet było warto się trochę pomęczyć. Wtedy
tak bardzo uświadamiasz sobie że nie doceniasz jak bardzo spokojne wiedziesz
życie J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz