SAGA KSIĘŻYCOWA TOM 1: CINDER
AUTOR: MARISSA MEYER
Tytuł: CINDER
Seria: Saga Księżycowa - TOM 1
Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
MOJA OCENA: 9/10 *********
Słyszeliście kiedyś o Kopciuszku z mechaniczną stopą?
Cinder to pierwsza część bestsellerowej Sagi Księżycowej,
która za oceanem zrobiła prawdziwą furorę. U nas próbowano już tę serię wydać,
ale wówczas Wydawnictwo Egmont, które tym się zajmowało przerwało w połowie. I
właśnie wtedy miałam tę przyjemność, by czytać tę książkę pierwszy raz. Już
wówczas wiedziałam, że jest to lektura niesamowicie wciągająca, a teraz, gdy
Papierowy Księżyc podjął się wznowienia tych książek, jestem im ogromnie
wdzięczna. Bo mimo, że jestem już starsza, mam swoje czytelnicze wymagania to
wiedziałam, że ponowne spotkanie z Cinder będzie świetną zabawą!
W odległej przyszłości po Czwartej Wojnie Światowej świat
wygląda zupełnie inaczej od tego, który znamy dziś. Wszystko o wiele bardziej
oparte jest na technologii, a nowoczesna mechanika symbolizuje ten nowy
porządek na Ziemi. W Nowym Pekinie mieszka Cinder, młoda dziewczyna,
mechaniczka, cyborg, będąca pod stałym nadzorem swojej bezdusznej macochy. W
skutek nieszczęśliwego zbiegu wydarzeń jedna z jej przyrodnich sióstr zostaje
zarażona plagą, która rozprzestrzenia się po kraju. Cinder zostaje o to oskarżona,
a sytuacji nie poprawia fakt, że w międzyczasie poznaje także księcia, w którym
chyba zaczyna się zakochiwać.
Już od pierwszej strony powieść wciąga swoim klimatem,
nietuzinkową główną bohaterką, świetnie zbudowanym alternatywnym światem i tym
przeczuciem, że kiedyś Ziemię faktycznie zamieszkają cyborgi i androidy, a
człowiek będzie sobie swobodnie podróżował na Księżyc. Cinder jest także taką
bohaterką, do której człowiek z miejsca się przywiązuje i mimo iż znamy
standardową historię Kopciuszka i widać tutaj te odniesienia to i tak śledzimy
jej losy nie raz obgryzając paznokcie. Nie jest ona typową księżniczką, ma w
sobie cechy wojowniczki. Jest inteligentna, bystra, i przede wszystkim mimo
mechanicznej stopy bardzo ludzka.
Moją ulubioną postacią obok Cinder jest oczywiście książę
Kai. To nie rozpieszczony bachor, który ma wszystko czego zapragnie. Nie. To
mądry mężczyzna, który podejmuje świadome decyzje a to sprawia, że ma serce na
właściwym miejscu. Ma wszystkie dobre cechy, które czynią go godnym następcy
tronu i wcale się nie dziwię, że dziewczyny za nim szaleją. Relacja, która
nawiązuje się między nim a Cinder jest szczera, jest prawdziwa, przede
wszystkim naturalna. Jest ta chemia, którą tworzą tylko i wyłącznie gdy są na
scenie razem.
Powieść jest prowadzona w trzecioosobowej narracji, więc
czytelnik ma wgląd na akcję z różnych punktów widzenia. A te momenty, w których
jesteśmy w pałacu cesarza naprawdę budzą napięcie. W tej książce jest wiele
elementów, które czarują: dziewczyna, która jest popychadłem, książę, który
jest prawdziwym ciasteczkiem, zła macocha, a także zła królowa, i obie te panie
toczą walkę o najgorszą małpę tej powieści. Mamy tu i intrygę i tajemnicę,
przechadzamy się po pałacu, naprawiamy różne rzeczy narzędziami o których
dziewczyny raczej nie mają pojęcia, naszym najlepszym przyjacielem jest
android, szukamy też zaginionej księżniczki, opłakujemy śmierć bliskiej osoby,
ze zgrozą odkrywamy swoją przeszłość, idziemy na bal, a także ze zgrozą
obserwujemy że szykuje się kolejna wojna.
Lekkie pióro pani Meyer cieszy oko. Widać, że dużo czasu
poświęciła pracując nad tą historią chociażby dla wymyślenia wszystkich tych
nazw, które nadają temu światu odpowiednich kształtów. Czyta się to wszystko
naprawdę miło, z radością przewracając kolejne kartki. Tempo narracji także
jest przystępne, dlatego po tę książkę mogą też sięgnąć młodsi nie bojąc się,
że nudne rozdziały będą jak tabletki nasenne. Nic podobnego! Tak naprawdę nigdy
nie wiemy, co się wydarzy i jaki twist zaserwuje nam autorka.
Połączenie fantasy, szczypty dystopii oraz tej bajkowości znanej
nam z dzieciństwa to strzał w dziesiątkę. Te sentymentalne odniesienia sprawiły
że znowu byłam nastoletnią dziewczynką wierzącą, że mój książę któregoś dnia
się zjawi (co prawda się zjawił, ale to inna historia). I chociaż czasami
możemy się domyślić, co takiego się stanie i co tak naprawdę ma do zrobienia
Cinder, to i tak bardzo miło się to czyta. To naprawdę fajny retelling
oprawiony w nowe kolory, posypany szczyptą zupełnie innej, nie znanej braciom
Grimm magii.
Ja mam tylko nadzieję, że morał pozostanie ten sam: że
prawdziwa miłość pokona wszelkie przeszkody.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję:
zdjęcie pochodzi z instagrama: @miastoatramentowychslow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz