'Gdy spotkasz kogoś, w kim mógłbyś się zakochać - wiesz o tym od razu'
Tytuł: LOVE Line
Autor: Nina Reichter
Wydawnictwo: Novae Res
MOJA OCENA: 8/10 ********
Od momentu, gdy przeczytałam ostatnie słowo w trylogii
‘Ostatnia Spowiedź’ minęło kilka ładnych lat. Wtedy, niesiona kompletnie innymi
wyobrażeniami dorosłego życia i miłości zaczytywałam się w książkach o Ally i
Bradinie, krzycząc, tupiąc i nieraz wzdychając do kolejnych rozdziałów
opowieści. Dzięki tej historii Nina Reichter do tej pory znajduje się w
czołowej piątce moich ulubionych polskich pisarzy.
Dlatego też w momencie, gdy zobaczyłam zapowiedź jej
nadchodzącej nowej powieści zatytułowanej ‘LOVE Line’ wiedziałam, że muszę ją
dorwać jak najszybciej. To tak, jakbym po długiej minucie pod wodą wreszcie
mogła zaczerpnąć tlenu.
Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to przemiana warsztatu,
jakim włada autorka. To taka trochę przemiana raczkującej gąsienicy w pięknego
motyla. LOVE Line to już nie jest książka w stylu Young Adult, ale dorosła,
dojrzała i przede wszystkim inteligentna książka. Mamy w niej dorosłych
bohaterów, prawdziwe życiowe problemy i miłość, która nie jest łatwa. Zaskoczył
mnie też temat. Temat podrywu. Przecież w dobie Tindera i innych tego typu
portali to jest po prostu takie… codzienne!
To opowieść o dorosłych ludziach, a więc takich którzy mają
na swoich plecach już jakiś bagaż doświadczeń i można by powiedzieć, że są może
za starzy na to by spotkać oszałamiające uczucie. Ale szczerze? Nie sądzę, żeby
wiek miał coś z tym wspólnego. Jak mamy kogoś ważnego dla nas spotkać to stanie
się to nawet w wieku 80 lat. Ale może trochę o fabule i żeby nie zdradzać Wam
za dużo podeprę się troszkę notką od wydawcy:
Matt Hansen to bardzo przystojny młody mężczyzna, którego
powołaniem w życiu jest bycie psychologiem – konkretnie zajmuje się doradzaniem
kobietom co zrobić, by znaleźć dobrego partnera i zbudować z nim wspaniały
związek. Matt po mojemu jest tak zwanym trenerem podrywu, ale takim dobrym
trenerem podrywu, który wręcz próbuje ochronić kobiety przed złymi zagrywkami
złych mężczyzn. Jeśli chodzi o trening podrywu to nawet idzie znaleźć na
polskim YouTube filmiki o tym, jak podrywać, czego nie robić itd. i szczerze
powiedziawszy kiedyś sama namiętnie oglądałam kanał Anny Szlęzak, kodując sobie
głęboko w pamięci jej rady. Dziś na szczęście już tego nie potrzebuję, ale
wtedy jej słowa uważałam za niesamowicie cenne. Kimś takim właśnie jest Matt,
tyle że jego głównym środkiem komunikacji z kobietami jest radio, w którym
właśnie prowadzi audycję LOVE Line. Kobiety dzwonią do radia, zadają pytania a
on na nie odpowiada.
Oczywiście, jak to bywa w życiu Matt spotyka Bethany. I to
jest dość ciekawe, bo nasi główni bohaterowie poznają się na siedem lat przed
tym właściwym czasem akcji książki – cała linia fabularna rozgrywa się właśnie
siedem lat później od momentu ich pierwszego spotkania. Akcja książki dzieje
się w Nowym Jorku, a sam prolog ma miejsce tuż przed świętami Bożego
Narodzenia. Jestem sobie w stanie wyobrazić cudowne i nastrojowe światła
miasta, które nigdy nie śpi w klimacie tych cudownych świąt, podczas których
dzieje się tyle cudów. Siedem lat później wszystko jest wywrócone do góry
nogami, Bethany jest zdradzoną kobietą, w trakcie rozwodu, wygląda na to, że
jej córka woli swoją przyszłą macochę, Beth jest także dziennikarką luksusowego
magazynu dla kobiet, ale pisanie do niego artykułów raczej nie przynosi jej
satysfakcji. Matt natomiast dalej bawi się w doradcę i jak możemy się domyślić
ich drogi ponownie się krzyżują. Bethany ma szansę zyskać awans, ale żeby to
zrobić musi napisać właśnie artykuł o trenerach podrywu, a Matt krążący w tym
temacie może jej pomóc. Czy po siedmiu latach znów może pojawić się między nimi
feeling? Czy to niezwykłe spotkanie z kimś z przeszłości to tylko i wyłącznie
czysto zawodowa relacja?
Ta powieść jest przede wszystkim bardzo kobieca. Nie raz nie
zdajemy sobie sprawy z tego, jak mężczyźni (kobiety też żeby nie było) potrafią
manipulować, potrafią mówić to co chcemy usłyszeć tylko dla własnego celu
(często wiadomo jakiego – żeby zaciągnąć kogoś do łóżka). Każdy człowiek
potrzebuje miłości, a nie czarujmy się kobiety są o wiele bardziej naiwne i
niestety często jesteśmy świadkami, gdy nawet nasza najbliższa przyjaciółka
zalewając się łzami szlocha w nasze ramię ‘ten i ten to dupek, a ja myślałam,
że to miłość!’.
Nina Reichter w bardzo dojrzały sposób próbuje nam zwrócić
uwagę, że miłość to nie tylko schemat i zachowanie się wobec określonego wzoru.
Niestety, to nie matematyka, często nie jesteśmy w stanie przewidzieć reakcji
drugiej osoby właśnie dlatego, że każdy z nas jest inny.
LOVE Line to nie tylko powieść obyczajowa, to także nutka
dramatu, czasami nawet powiedziałabym że delikatnie okraszony poradnik dla
kobiet, by były bardziej pewne siebie, silniejsze i by znały swoją wartość, co
często jest zachwiane przez media które karmią nas obrazkami szczupłych dam,
które mają na czole napisane ‘rozmiar S’. Sama, czytając te książkę uśmiechałam
się pod nosem uświadamiając sobie swoje błędy. Zaznaczyłam sobie nawet kilka
ważniejszych momentów, bo bardzo podoba mi się budowanie relacji pomiędzy
bohaterami, to jak bardzo mają wszystko pokomplikowane i jak bardzo
skomplikowana staje się ich znajomość – nic nie jest oczywiste.
I to też jest fajne, bo autorka zgrabnie operując narracją z
dwóch perspektyw nie od razu daje nam wszystko na tacy, a wraz z biegiem fabuły
odkrywamy kolejne karty i poznajemy tajemnice oraz strachy naszych bohaterów. Zgodzę
się, że momentami troszeczkę wieje nudą a to za sprawą opisów, które dla mnie
są bardzo ważne i naprawdę warto przez nie przebrnąć. Przez to książka
faktycznie momentami zwalnia, ale dla mnie jest to plus, bo mogłam z bohaterami
spędzić więcej czasu i poznać ich psychologię o wiele głębiej. To nie jest
książka przez którą przefrunie się w pięć minut, nie! Momentami się zatrzymałam
zastanawiając się nad pewnymi aspektami. I to jest cenne. Tekst daje do
myślenia!
Dwójka bohaterów jest genialnie wykreowana, są tacy z krwi
i z kości, mają wady, zalety czyli to co
lubię w budowaniu bohaterów, a jak jeszcze jest ich dwójka i to tak genialnie
napisana to już w ogóle jestem w niebie! Beth pod pozą królowej lodu i kobiety
biznesu skrywa tak naprawdę swoje największe pragnienia. Nie mówi na głos, ale
ja wiem i wszyscy wiedzą, że przede wszystkim pragnie miłości. Dotyku.
Mężczyzny, przy którym może się budzić czując się bezpieczną i kochaną. Matt to
gość, który niby ma wszystko poukładane, ale gdzieś tam się pogubił. Momentami
im współczujemy, innym razem mamy ochotę ich kopnąć w tyłek żeby zaczęli trochę
inaczej postępować i to jest fajne, bo opowieść Niny wzbudza naprawdę całą
paletę przeróżnych emocji.
Końcówka, to już na pewno wiecie. Pocisk. Masakra. Dramat. I
gdzie jest druga część ja się pytam?! Pewnie z rok trzeba będzie poczekać. Ale
spoko – zawsze będzie pretekst, by przeczytać te książkę jeszcze raz. Muszę też
dodać, że niesamowicie podoba mi się wydanie tej książki. W ogóle książki Niny
są piękne. A ta okładka… ech. Polecam tę książkę czytać podczas świąt! Wtedy
nastrojowe światła choinki i playlista, którą możecie znaleźć na końcu książki
z pewnością zagwarantują Wam odjazd i będziecie chcieli więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz